Zmarł Val Kilmer, gwiazdor „Top Gun” i „Gorączki”. Wybitnie zdolny i tak samo trudny
Ostatnia rola Vala Kilmera okazała się jego pięknym pożegnaniem z kinem. W 2022 r. na chwilę pojawił się na ekranie w „Top Gun: Maverick”, sequelu wielkiego przeboju z lat 80. Zagrał w jednej scenie z Tomem Cruise’em, przez chwilę znów byli Maverickiem i Icemanem, rywalami i przyjaciółmi z jednej drużyny.
Kilmer był już wtedy wymęczony ciężką chorobą. Kilka lat wcześniej zdiagnozowano u niego raka gardła, któremu długo zaprzeczał – był gorliwym członkiem Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki, wyznania, które nie uznaje żadnych metod leczenia farmaceutycznego i operacyjnego. Ostatecznie wbrew swoim religijnym przekonaniom zdecydował się zaufać lekarzom. Przeszedł chemioterapię, radioterapię i dwa zabiegi tracheotomii, z których skutkami zmagał się do końca życia. Na długi czas stracił głos, nigdy go w pełni nie odzyskał. W „Mavericku” można go było usłyszeć po raz ostatni na wielkim ekranie.
Val Kilmer zmarł 1 kwietnia na zapalenie płuc. Miał 65 lat.
Czytaj też: Sekretne życie Richarda Chamberlaina. W latach 80. gościł w każdym polskim domu
Awanturnik o wielkim talencie
O jego trudnym charakterze mówiono w Hollywood otwarcie. Podobno na planie bywał kłótliwy, niechętnie dostosowywał się do wymogów reżyserskich, nie nawiązywał towarzyskich relacji z innymi aktorami. Michael Biehn, który grał z nim w westernie „Tombstone”, w rozmowie z „Hollywood Reporterem” opowiadał, że nie ma pojęcia, jak to jest grać z Kilmerem: „Nigdy go nie poznałem.