Stare-nowe nagrania Goulda, kolejne odnalezione pirackie lub półpirackie rejestracje ukazują się w nieskończoność w coraz to bardziej unowocześnianych wersjach. Ostatnio firma Sony, która ma prawa do nagrań artysty przejęte od CBS, wypuściła słynne „pierwsze” nagranie „Wariacji Goldbergowskich” w wersji SACD pod hasłem: oryginalne wykonanie, nowe nagranie (istnieją cztery rejestracje tego utworu w wykonaniu Goulda, w tym dwie z koncertów na żywo; studyjne pochodzą z 1955 r. i 1982 r.).
Gould był tak silną osobowością, że pod jego wpływem pozostaje wielu dzisiejszych muzyków, z których większość nigdy nie widziała go na żywo. W 1964 r. artysta ogłosił przecież oficjalnie, że nie będzie już występował publicznie, i choć mu początkowo nie wierzono, słowa dotrzymał. Był jednak wciąż obecny w społecznej świadomości nie tylko poprzez nagrania, ale też poprzez inną działalność: piśmiennictwo, audycje radiowe i telewizyjne, poświęcone zresztą nie tylko muzyce. Bo choć nie znosił koncertowej publiczności i uważał ją w masie za złą siłę, miał jednak głęboką potrzebę indywidualnego komunikowania się z ludźmi.
Gość z innej planety. Tak o nim nieraz mówiono. Był po prostu inny. Jego dziwne zwyczaje, takie jak opatulanie się płaszczem nawet w upał, granie tylko na niskim krzesełku zbudowanym dlań przez ojca, hipochondria i lekomania czy skłonność do odgrywania przeróżnych ról, wielokrotnie stawały się sensacyjną pożywką dla mediów. Niektórzy wysnuwali teorię, że wielki pianista cierpiał na pewną formę autyzmu. Przy tej niebezpiecznej aurze wytwarzanej wokół postaci artysty (nie bez jego własnego udziału) nie dziwi, że np.