Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Trudne stulecie art déco. Krytycy nazywali go „szkołą kokot” i „źle urodzoną nowoczesnością”

Wieżowiec Chryslera, jedna z ikon architektury art deco. Wieżowiec Chryslera, jedna z ikon architektury art deco. Shutterstock
Styl art déco nawet po stu latach wywołuje spory. Na liście grzechów: kolonializm, szowinizm i mordowanie zwierząt.

To pierwszy styl, który miał zasięg globalny. W sensie geograficznym – bo na jego przykłady trafimy i w Szanghaju, i w europejskich miastach, aż po metropolie Ameryk i krajów afrykańskich. W sensie geopolitycznym – bo odsyłał do konkretnej obyczajowości, współkształtował (według krytyków – narzucał) określoną wersję przyszłości cywilizacji. Podporządkowaną rosnącemu tempu życia nakręcanego kulturą automobilów, samolotów i transatlantyków (w tym tych o proweniencji polskiej, które wiozły migrantów zarobkowych i turystów do nowego świata). Współgrał z postulatami hedonistycznej zabawy, bogacenia się, elegancji, podboju świata dla dreszczyku. Promował atletyzm, turyzm, sporty wyczynowe, lifefestylowy popis.

To także pierwszy kierunek estetyczny, który objął wszystkie dziedziny projektowania. W nurcie art déco eksperymentowano z kształtem obcasa, formą flakonów perfum, dekoltami i sukienek. Był tym, co makro i mikro: limuzyny, wieżowce, stadiony, hale sportowe, baseny, stacje metra i dworce, skocznie narciarskie i wnętrza kasyn.

Czytaj też: „Polityka” poleca 5 najważniejszych wystaw tej jesieni. Kusama, Abramović i surrealiści

Ostentacyjna nowoczesność

I choć dziś być może nawet laik wyjaśni pokrótce składowe stylu, czerpiąc z gigantycznego zbioru obiektów kanonicznych i codziennych, własnej nazwy nurt art déco doczekał się stosunkowo późno.

Reklama