Z nowej gliny
Kultowy „Glina” wraca na ekrany. O wizji artystycznej trudno tu mówić
W Warszawie znów padły strzały. Świadków brak. Stołeczni „zabójcy”, czyli policjanci z wydziału zabójstw, zaczynają nowe żmudne śledztwo od przepytania właścicieli okolicznych punktów usługowych. „Musimy się od czegoś odbić, coś wykluczyć” – stwierdza komisarz Artur Banaś. „Może blachy wózka zarejestrowanego przez uliczny monitoring dadzą jakiś trop” – dodaje komisarz Jóźwiak. Wracający do swoich ról po 17 latach Maciej Stuhr i Jacek Braciak grają „psy” zmęczone, posiwiałe, pozbawione złudzeń, ale tak samo zdeterminowane, żeby uczciwie wykonać swoją pracę.
W przypadku pierwszego śledztwa we wznowionym właśnie po latach serialu „Glina. Nowy rozdział” mają dodatkową motywację, ale etos pracy „zabójców” jest niezmienny, bo serial Macieja Maciejewskiego (scenariusz) i Władysława Pasikowskiego (reżyseria) od pierwszego odcinka pokazanego przez TVP w 2004 r. był opowieścią w starym stylu: o tych, co nie odpuszczają na drodze do prawdy, choć cenę płacą wysoką.
Czytaj też: Serialowa jesień: wielkie finały przed nami
Birkut z klamką
Banaś Stuhra zaczynał w pierwszym sezonie jako Młody – dlatego, że był tuż po szkole, ale też w nawiązaniu do ówczesnej ksywki aktora (młody Stuhr). Przez te niemal dwie dekady bohater zdążył się dorobić innej – „łowca skór”.