Złota i nieskromna
Złota i nieskromna. Trump buduje gigantyczną salę balową. Ma być jak w Wersalu
Od 1812 r., kiedy wojska brytyjskie zdobyły Waszyngton, nie było takich zniszczeń w Białym Domu. Wtedy został podpalony. Teraz, pod koniec października, buldożery zrównały z ziemią całe wschodnie skrzydło gmachu, dobudowane w czasie drugiej wojny światowej. Demolka zajęła zaledwie trzy dni. Zlecił ją Donald Trump, który zdecydował, że powstanie w tym miejscu wielka sala balowa. A jeszcze trzy miesiące temu obiecywał, że zostanie nieinwazyjnie dobudowana do wschodniego skrzydła: „Nie będzie kolidowała z Białym Domem. Stanie obok niego, ale nie będzie go nawet dotykać. Będziemy szanować istniejący budynek, którego jestem największym fanem”.
Jednakże na budowach – jak powszechnie wiadomo – plany często się zmieniają. Hillary Clinton, rywalka Trumpa z wyborów prezydenckich z 2016 r., oburzona alarmowała naród amerykański na X (dawniej Twitterze): „Biały Dom to nie jest jego prywatny dom. To jest wasz dom. I on go wam niszczy”.
Takich głosów jest w Ameryce wiele. Jednakże Karoline Leavitt, rzeczniczka Białego Domu, twierdzi, że oburzenie jest sztuczne i niepotrzebne. „Wielu prezydentów marzyło o sali balowej, ale dopiero obecny, nasz naczelny budowniczy, postanowił te marzenia zrealizować!” – wyjaśniała. Sam Trump jest jeszcze bardziej kategoryczny i zarzeka się, że „od 150 lat każdy amerykański prezydent chciał sali balowej w Białym Domu, ale przede mną żaden nie miał pojęcia, jak ją zbudować”.
Prezydenccy historycy nie potwierdzają tej śmiałej tezy. Ale jest niezaprzeczalnym faktem, że Trump osobiście jest wielkim entuzjastą i zapalonym budowniczym sal balowych. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że jest to jego największa życiowa pasja. W tym sensie przebudowa Białego Domu nie jest kaprysem, tylko spełnieniem marzeń.