Na początku opowieści Grey Owl zachęca czytelników: „Postarajcie się teraz zapomnieć zupełnie o samochodach, o radiu, o kinie i o tych wszystkich rzeczach, bez których – jak wam się wydaje – nie moglibyście się obejść, a w zamian pomyślcie o zaprzęgach psów, o kanu, o namiotach i rakietach śnieżnych. Gdy o tym wszystkim zaczniecie myśleć, powędrujemy razem do odległej, pięknej krainy pełnej czarów”.
Poznajemy więc stopniowo bohaterów: Indianina ze szczepu Ojibway Wielkie Pióro, jego dzieci – 11-letnią Sajo i syna Shapiana – oraz dwa maleńkie bobry. Sympatyczne zwierzaki – nazwane Chilawee i Chikanee – uratowane przez Indianina przed atakiem wydry, stają się członkami rodziny Wielkiego Pióra. Idylla trwa jednak krótko – do domu Ojibwayów przybywa biały człowiek, a to zwiastować może jedynie kłopoty. Wielkie Pióro zmuszony jest oddać jednego bobra w ramach spłaty długu, wyrusza też, by odpracować resztę zobowiązań. Sajo śni się tymczasem zmarła matka, która nakazuje jej udać się do kolonii białych, by odzyskać bobra i w ten sposób na powrót scalić rodzinę.
Dalszych losów dzielnych dzieci nie będziemy tu zdradzać. Dodajmy tylko, że na swojej drodze spotkają zarówno skąpego handlarza skór, jak i osobliwego misjonarza, nazwanego przez nie Żółtowłosym. Człowiek ten „nie jest z tych misjonarzy, którzy chcieliby zmienić wszystkie zwyczaje i wierzenia indiańskie, choć niektóre są bardzo piękne. Nie zamierza też narzucać Indianom swoich przekonań ani wiary; ot, po prostu chce być im bratem. (...) A wszystko to czynił dlatego, że, jak twierdził, wszyscy ludzie na świecie należą do jednej wielkiej rodziny, zaś Wielki Duch (tak Indianie nazywają Boga) kocha jednakowo czerwonych i białych”. Wreszcie dzieciom udziela pomocy najbarwniejsza chyba postać w tej opowieści – policjant Patryk O’Reilly, podkreślający na każdym kroku swoje irlandzkie korzenie.