Kluczem do książki jest autorska dedykacja Katherine Paterson. „Książkę tę napisałam dla mego syna Davida. Kiedy ją przeczytał, prosił, żebym w dedykacji umieściła także imię Lisy, co też czynię: Davidowi Patersonowi i Lisie Hill, banzai!”.
Na pozór wydaje się, że mamy do czynienia z dziwaczną krzyżówką osobistego zapisu i japońskich życzeń pomyślności. Ale trzeba pamiętać, że pisarstwo Paterson jest głęboko osadzone w jej biografii. Lisa Hill to przyjaciółka jej syna, która zginęła na plaży od uderzenia pioruna w 1974 r. A skąd Japonia? Otóż Katherine Paterson urodziła się w Qing Jiang i wychowała się w rodzinie misjonarzy prowadzących swoją działalność w Chinach przed drugą wojną światową. Przyszła pisarka i członkini Kościoła prezbiteriańskiego z oczywistych względów politycznych nie mogła w czasach rządów Mao pojechać do Państwa Środka, za namową przyjaciół udała się więc do Japonii, gdzie, podobnie jak przed laty rodzice, podjęła aktywność misyjną oraz nauczycielską związaną z propagowaniem chrześcijaństwa. W Kraju Kwitnącej Wiśni autorka „Mostu do Terabithii” spędziła cztery lata.
W powieściowej dedykacji zawarte są więc oba motywy, o których traktuje najgłośniejsza książka Paterson – motyw śmierci oraz obcości, odmienności, samotności. O tych tematach autorka potrafiła opowiedzieć w sposób, który w 1977 r., w chwili napisania książki szokował wielu (dorosłych!) czytelników.
Mamy więc w tej powieści scenę, gdy jedenastoletnia Leslie Burke, rezolutna, inteligentna i odważna dziewczynka, udaje się wraz z rodziną swojego przyjaciela z sąsiedztwa (jedynego przyjaciela, dodajmy) i zarazem kolegi z tej samej klasy, Jessa Olivera Aaronsa, do kościoła. Dopowiedzmy, że Leslie nigdy wcześniej w kościele nie była. Jej rodzice, zapewne niegdysiejsi hipisi z czasów dzieci-kwiatów, postanowili, jak mówi bohaterka, „zrewidować swoją hierarchię wartości”, a ponieważ stwierdzili, że „są zbyt uzależnieni od pieniędzy i sukcesu, więc kupili starą farmę i będą na niej pracować i rozmyślać nad sensem życia”.