Proza może zestarzeć się szybko, już po kilku latach, zwłaszcza jeśli autor chce używać języka młodych i popada w sztuczną manierę. Klasyczne utwory prozą, takie jak „O krasnoludkach i Sierotce Marysi” Konopnickiej, bywają nieczytelne z powodu odwołań do folkloru zupełnie już nieznanego nie tylko dziecku, ale także jego rodzicom.
Edukację literacką dziecka trzeba zaczynać od wierszyków. „Lokomotywa” i „Słoń Trąbalski” Tuwima czy „Koziołeczek” i „Kaczka dziwaczka” Brzechwy są małymi arcydziełami. Po nich przychodzi czas na bajkowe poematy, które łączą wiersz z dość rozbudowaną fabułą. Mamy tego typu utworów bardzo wiele, a tom „Bajki wierszem”, który trafia do rąk czytelników, prezentuje ich wybór. Spośród utworów Brzechwy znalazły się tu dwa: „Pan Drops” i „Baśń o Korsarzu Palemonie” (szkoda, że zabrakło miejsca dla „Przygód Pchły Szachrajki” i „Szelmostw Lisa Witalisa”). Jest także „Pan Maluśkiewicz i wieloryb” Juliana Tuwima, ponadto m.in. „O Pleciudze” Hanny Januszewskiej, „Wyrwidąb i Waligóra” Romana Pisarskiego, „Jak drwal królem został” Igora Sikiryckiego. Najobszerniejszym utworem w zbiorze jest poemat „Dzieci Pana Majstra” z 1921 r. Autorka Zofia Rogoszówna to postać dziś już kompletnie zapomniana, żyła krótko, zmarła w tymże 1921 r., jako pierwsza tłumaczyła „Przygody Piotrusia Pana” Barriego. Całe powiedzenia z utworów Rogoszówny funkcjonują do dziś w polszczyźnie, bo któż nie wie, co to znaczy klituś-bajduś albo koszałki-opałki. To jedna z ukrytych funkcji literatury dziecięcej: wiersze są źródłem frazeologii, utrwalają powiedzenia i powiedzonka. To także wczesny wzór stosunku do języka.