Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Smutek Gutenberga

Rys. Mirosław Gryń Rys. Mirosław Gryń Polityka
Zdumiewającą cechą każdej polemiki na temat kanonu lektur jest to, że niemal wszyscy jej uczestnicy skrzętnie omijają pytania zasadnicze. Czy dyskutujemy o gustach literackich, czy o modelu edukacji?

Jaki właściwie sens i cel ma kierowanie do młodzieży określonego zestawu tekstów literackich, uznawanych za niezbędne minimum? Co chcemy osiągnąć w sensie szerszym poprzez promowanie kultury literackiej w szkole? Jak wreszcie obecność lektur w programach szkolnych ma się do obecnej i przyszłej rewolucji kulturalnej, którą wyznacza głównie huraganowe natarcie audiowizualnych mediów elektronicznych?

Na zastanowienie zasługuje choćby paradoks, że dyskusja o lekturach toczy się na łamach tych samych gazet, w których niemal codziennie i przy różnych okazjach można przeczytać, że współczesna młodzież niemal całą swoją wiedzę czerpie z telewizji i Internetu, nie zaś z lektur. W gazetach tych pojawiają się także wiadomości, że np. amerykańska sieć Starbucks, na której ma zamiar wzorować się w Polsce sprywatyzowany Dom Książki, już w latach 80. XX w. doszła do wniosku, że najskuteczniejszym sposobem sprzedaży słowa pisanego jest sprzedawanie go wraz z kawą i jakość kawy decyduje o zainteresowaniu klientów lekturą.

Rozum przeciw emocjom

Fakty te są odzwierciedleniem sytuacji, w której znajdujemy się naprawdę. Jej istotą jest dokonujące się na naszych oczach zderzenie dwóch formacji kulturalnych, z których jedną, opartą na kulturze słowa drukowanego, teoretyk kultury Neil Postman („W stronę XVIII stulecia”, „Zabawić się na śmierć” i in.) nazywa kulturą typograficzną, drugą zaś nazywamy potocznie kulturą elektroniczną (o zderzeniu tych dwóch kultur i przyszłości książki pisze Edwin Bendyk).

Reklama