Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Trzecie oko

Kim w teatrze jest dramaturg

„Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty „Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty" - dramaturgiczna przeróbka „Wujaszka Wani" w Wałbrzychu. Fot. Materiały prasowe/Bartłomiej Sowa
Dramatopisarz pisze sztuki, a kim jest dramaturg – postać odgrywająca we współczesnym teatrze coraz ważniejszą rolę?

Przepisuje, uwspółcześnia, adaptuje, ideologicznie tuninguje, uczestniczy w konstruowaniu spektaklu. Dramaturg jest często współtwórcą spektaklu, jego pierwszym widzem i recenzentem. To dramaturgom zawdzięczamy m.in. zmasowane wejście na teatralne deski literatury niedramatycznej – ostatni przykład to „Pasażerka” Zofii Posmysz, połączona z esejami włoskiego filozofa Giorgio Agambena przez dramaturga Tomasza Śpiewaka i reżyserkę Natalię Korczakowską we wrocławskim Teatrze Współczesnym. Wskrzeszanie teatralnych trupów – jak „Brygada szlifierza Karhana”, produkcyjniak Vaška Kani z 1949 r., ożywiony przez Śpiewaka i reżysera Remigiusza Brzyka w łódzkim Teatrze Nowym. Adaptowanie bohaterów teatralnych klasyków do współczesnych kontekstów – w wałbrzyskim przedstawieniu „Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty” za sprawą dramaturga i dramatopisarza Pawła Demirskiego i reżyserki Moniki Strzępki bohaterowie „Wujaszka Wani” Czechowa stają się współczesnymi ofiarami transformacji, z prędkością karabinu maszynowego wystrzeliwującymi parafrazy tez z książki Elizabeth C. Dunn „Prywatyzując Polskę. O bobofrutach, wielkim biznesie i restrukturyzacji pracy”. Zaś bohaterowie „Lalki” Bolesława Prusa zaadaptowanej na scenę Teatru Polskiego we Wrocławiu przez reżysera Wiktora Rubina i dramaturżkę Jolantę Janiczak stają się miłośnikami Cepelii i filozofii Dmowskiego albo celebrytami toczącymi puste rozmowy.

Dramaturg teatru – czytamy na stronie internetowej krakowskiej PWST, prowadzącej specjalizację dramaturgiczną – jest „współtwórcą spektaklu teatralnego, który będzie wspierał i pilotował reżysera w całym łańcuchu działań prowadzących od przygotowania tekstu poprzez projekt inscenizacji do realizacji scenicznej przedstawienia”.

Piotr Gruszczyński, dramaturg Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego, wspomina, jak podczas swojego wystąpienia na konferencji dramaturgicznej, zorganizowanej przed dwoma laty we Frankfurcie nad Menem, wieloletni dramaturg berlińskiej Volksbühne Carl Hegeman narysował na tablicy niezidentyfikowany obiekt i urządził konkurs na odpowiedź, czym jest. Pomysły były najróżniejsze, Hegeman wszystkie akceptował, bo – podsumował: reżyser rysuje kształty, dramaturg nadaje im sens.

Dramaturg jest odpowiedzią na tę samą potrzebę, która w ostatnich latach wykreowała modę na młode polskie dramaty. Potrzeby repertuaru, za pomocą którego teatr mógłby wejść w ścisły dialog z dynamicznie się zmieniającą polską rzeczywistością ostatnich lat.

Podczas gdy dramatopisarz pisze sztukę, rola dramaturga jest znacznie bardziej enigmatyczna, a zadania przed nim stawiane – złożone. Goszczący na zorganizowanej niedawno przez Instytut Teatralny konferencji dramaturgicznej zawodowcy z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Austrii i Polski nie byli w stanie wypracować jednej definicji zawodu ani określić zakresu obowiązków. Padały metafory: trzecie oko reżysera, mózg całego projektu, król bez ziemi, lekarz, ten-który-wie, Bóg... Zaś wolący się trzymać konkretów Jakub Roszkowski swoją pracę etatowego dramaturga gdańskiego Teatru Wybrzeże opisywał następująco: „Przy każdej produkcji robię coś innego. Raz przekład, raz adaptację. Czasem siedzę na wszystkich próbach i jestem pomocnikiem reżysera. On prowadzi próbę, ja siedzę cicho z boku, po czym idziemy na kawę, żeby o tym porozmawiać”.

Dramaturgów zatrudnionych na etatach w teatrach jest w Polsce jeszcze niewielu: oprócz wspomnianych Piotra Gruszczyńskiego i Jakuba Roszkowskiego są to m.in. Łukasz Chotkowski – dramaturg Teatru Polskiego w Bydgoszczy, i pracująca w warszawskim Teatrze Dramatycznym Dorota Sajewska. Ich rolą, obok współpracy z reżyserami przy konkretnych spektaklach, jest współtworzenie wraz z dyrektorami teatrów linii programowej sceny, wyszukiwanie repertuaru, reżyserów, organizowanie coraz liczniejszych we współczesnym teatrze wydarzeń towarzyszących premierom, a nawet PR teatru.

Najczęstsze wcielenie dramaturga to człowiek do wynajęcia, pracujący od projektu do projektu. Czasem, jak Marzena Sadocha podczas pracy z Agnieszką Olsten przy „Linczu” (według jednoaktówek Yukio Mishimy) we wrocławskim Polskim, spisuje i nadaje literacką formę aktorskim improwizacjom na próbach. Czasem bywa researcherem, wyszukiwaczem i kolekcjonerem materiału, z którego reżyser wykroi i uszyje spektakl. Taką rolę mistrzowsko zagrały Magda Stojowska i Iga Gańczarczyk, tworząc konstelację bohaterów „Factory 2” – spektaklu Krystiana Lupy ze Starego Teatru w Krakowie. Opierały się na wspomnieniach autentycznych bywalców nowojorskiej srebrnej Fabryki Andy’ego Warhola z lat 70.

W teatrze dokumentalnym rola dramaturga polega na nadaniu dramatycznej struktury i literackiej formy dziennikarskim materiałom. Paweł Demirski w ramach realizowanego w 2004 r. przez gdańskie Wybrzeże projektu Szybki Teatr Miejski „dramatyzował” m.in. wywiady z żonami polskich żołnierzy na misji w Iraku i z polskimi skinheadami. Podobne zadanie wykonali Sebastian Majewski i Niemka Dunja Funke przy głośnym, podejmującym problem wysiedleń po drugiej wojnie światowej, „Transferze!” w reż. Jana Klaty z wrocławskiego Teatru Współczesnego. Rozmawiali z polskimi i niemieckimi wysiedlonymi, spisywali ich wspomnienia i nadawali im literacki kształt.

Teatralni researcherzy i redaktorzy najczęściej stoją w cieniu reżysera. Widzą siebie w roli pomocnika reżysera, akuszera przedstawienia. Ale są także dramaturdzy obdarzeni misją rewolucjonizowania polskiego teatru, otwierania go na nowe teorie – estetyczne, społeczne, filozoficzne i polityczne. To teatralni dostawcy sensów. „Dramaturg jest kimś, kto pracuje wraz z reżyserem nad stroną konceptualną przedstawienia, daje zaplecze intelektualne, proponuje rozwiązania scen” – charakteryzował swoją pracę jeden z nich, Bartosz Frąckowiak. To dzięki nim na polskie sceny trafiły teorie najmodniejszych filozofów i socjologów, na czele ze Slavojem Žižkiem, Giorgio Agambenem, Francisem Foucaultem, Jacques’em Rancičre’em czy Elizabeth C. Dunn.

Nie przez przypadek większość z wymienionych autorów została niedawno wydana przez wydawnictwo lewicowego kwartalnika „Krytyka Polityczna”. Związki z redakcją deklarują najgłośniejsi i najbardziej zapracowani dramaturdzy: Bartosz Frąckowiak, Tomasz Śpiewak i Paweł Demirski. Próby dramaturgiczne mają także na swoim koncie redaktor naczelny „KP” Sławomir Sierakowski i publicysta „KP” Igor Stokfiszewski. Pierwszy współpracował z reżyserem Janem Klatą przy „Szewcach u bram” w TR Warszawa – sztuce Witkacego przefiltrowanej przez „Rewolucję u bram” marksistowskiego filozofa Slavoja Žižka, z pamiętną, spóźnioną parodią byłego już wtedy ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Drugi zaś, wraz z reżyserem Wojtkiem Klemmem w krakowskim Starym Teatrze, próbował odświeżyć „Piekarnię”, wczesny, dydaktyczny tekst Brechta, opisujący kapitalistyczną piramidę wyzysku.

W obu przypadkach trudno mówić o harmonijnym współistnieniu ideologii i teatru, raczej była to walka o prymat. W „Szewcach” górę wziął Žižek, co nie wyszło spektaklowi na dobre. W lepszej teatralnie „Piekarni” przegrała, wzięta w mocny teatralny nawias, ideologia. Przykładem udanego mariażu teatralnej praktyki z filozoficzno-socjologiczną teorią są przedstawienia Krzysztofa Warlikowskiego, wprowadzające na nasze sceny od początku wieku teorie feministyczne, studia gejowskie, queer czy Innego (przy niektórych produkcjach jako dramaturg współpracowała prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego Małgorzata Sugiera). Z nowszych przedstawień jest nim choćby wspomniana już „Brygada szlifierza Karhana” z Łodzi. Zamiast scenicznego bryku z najmodniejszych środowiskowych lektur krytykujących kapitalizm, mamy wielopoziomowe, budzące emocje teatralne widowisko.

Dramaturg w tej czy innej formie, pod rozmaitymi nazwami, funkcjonuje od wieków. W bliższej przeszłości rolę dramaturgów – intelektualnych towarzyszy reżyserskich dróg twórczych, nominalnie pełniących funkcje głównie kierowników literackich – spełniali m.in. Ludwik Flaszen, współtwórca myśli teatralnej Jerzego Grotowskiego, wybitny historyk teatru Zbigniew Raszewski, współpracujący także z Kazimierzem Dejmkiem, czy Jerzy Kreczmar pracujący z Erwinem Axerem w warszawskim Współczesnym itd.

O co więc tyle hałasu? O liczbę i zapotrzebowanie. Liczba dramaturgów stale się powiększa (na roczne warsztaty dramaturgiczne zorganizowane przez Instytut Teatralny zgłosiło się ponad 90 osób, z braku miejsc przyjęto tylko 30), wzrasta także liczba teatrów i reżyserów zainteresowanych współpracą z nimi. Zawód dramaturga zaczyna się instytucjonalizować. Najprościej powiedzieć, że nasz teatr przechodzi po prostu kolejny etap upodabniania się do teatru zachodnioeuropejskiego, gdzie zawód dramaturga ma długą tradycję i cieszy się wysoką pozycją.

Ale są też inne, może ważniejsze powody. Poszerza się spectrum wykorzystywanych przez teatr tekstów – obok otwieranych, rozbijanych na różne sposoby dramatów inscenizuje się prozę, ale także teksty teoretyczne (niemiecka grupa Rimini Protokoll wystawiła „Kapitał” Marksa; u nas ostatnio Radosław Rychcik w warszawskim Dramatycznym porwał się na „Fragmenty dyskursu miłosnego” Rolanda Barthesa), teatr inspiruje się performansem, organizuje performing lectures (wykłady performatywne), dyskusje, wystawy, koncerty, a nawet pikniki. Stopniowo rezygnując z funkcji przedstawiania na rzecz inicjowania otwartej dyskusji z widzem.

Wydaje się więc, że rola dramaturgów w teatrze będzie rosła. A jedynym, co może zakłócić ten proces, są, paradoksalnie, sami dramaturdzy. Pisanie o tym, że Polacy są narodem indywidualistów niezdolnych do współpracy (poza momentami największych nieszczęść, rzecz jasna) – jest truizmem. Na poziomie teatru objawia się to nieumiejętnością stania w cieniu, bycia współtwórcą, gry do jednej bramki, czyli sukcesu spektaklu. Część dramaturgów otwarcie mówi, że czuje się niedoceniana, zarzuca recenzentom pomijanie ich roli w budowie spektaklu. Inni zaczynają pracować na samodzielne kariery, brylując w mediach, a w końcu sami reżyserując.

Polityka 8.2009 (2693) z dnia 21.02.2009; Kultura; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Trzecie oko"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną