Eliasson pokaże swoje prace w Poznaniu i Warszawie. Nowego słońca na żadnym firmamencie nie zawiesi, ale i tak warto zwrócić na niego uwagę. I to z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że to jedna z najbardziej błyskotliwych karier ostatniej dekady. W najbardziej prestiżowym rankingu najważniejszych żyjących twórców (Kunstkompass) od trzech lat okupuje dziewiąte miejsce i ciągle jest zdecydowanie najmłodszym twórcą w pierwszej dziesiątce, choć dziś ma już 42 lata. Cóż, droga na światowe szczyty jest na ogół bardzo długa. O tym, jak daleko zaszedł Eliasson, może świadczyć fakt, że we wspomnianym zestawieniu wyprzedza takie gwiazdy światowej sztuki, jak Bill Viola, Matthew Barney, Damien Hirst czy Christo.
W jego CV nic nie pasuje do typowego wizerunku artysty. Rodzice pochodzą z Islandii, on urodził się i wychował w Danii; oba kraje raczej nie kojarzą się ze współczesną sztuką. Matka była krawcową, ojciec – kucharzem, a zatem i tutaj nie mamy punktu zaczepienia. Podobnie jak i w młodości samego Eliassona; jako nastolatka znacznie bardziej od dzieł Picassa interesował go breakdance, a w rytmicznych wygibasach sięgnął nawet po tytuł mistrza Skandynawii. Także jego wygląd nie zdradza artysty wizjonera. Bardziej przypomina profesora matematyki lub tłumacza z języków orientalnych. A jednak Eliasson nie tylko osiągnął uprzywilejowaną pozycję wśród światowych artystów, ale też na jego – wręcz wzorcowym – przykładzie można właściwie uczyć studentów mechanizmów i tendencji we współczesnej sztuce.
Zaskoczenie
Mechanizm pierwszy to spektakularność działań artystycznych.