Zgrabna damska pupa gości na okładkach kilku nowych książek. Jedna z nich opakowana jest w folię z napisem „tylko dla dorosłych”. To – „Terapia narodu za pomocą seksu grupowego” polskiej autorki, ukrywającej się pod pseudonimem Arundati. Mamy też „Smak miodu” syryjskiej pisarki Salwy an-Nu’ajmi i niedwuznacznie brzmiące „Wilgotne miejsca” – debiut Niemki Charlotte Roche.
Nie ma wątpliwości – kobieca erotyka kwitnie i to nie tylko w tym sezonie. Trzeba jednak pamiętać, że do niedawna skandalizująca literatura była domeną mężczyzn. D.H. Lawrence gorszył erotycznymi opisami miłości Lady Chatterley i leśniczego, Sade dręczył i ćwiczył swoją Justynę, Bataille podglądał Madame Edwardę, Nabokov unieśmiertelnił nieletnią Lolitę, a Portnoy u Rotha, jak pamięta kilka pokoleń czytelników, przeżywał męki niezaspokojonej żądzy.
Dopiero w drugiej połowie XX w. kobiety stały się gwiazdami literatury erotycznej, choć już w 1932 r. Collette pisze „Czyste, nieczyste” (ukazało się po polsku tej wiosny), coś w rodzaju dziennika intymnego i powieści jednocześnie, w której bada tajniki kobiecej zmysłowości.
FRAGMENT KSIĄŻKI: Colette, "Czyste-nieczyste"
Kiedy po raz pierwszy byłam u niej na kolacji, trzy świece z brunatnego wosku płakały w wysokich lichtarzach, nie mogąc rozwiać mroku. Niski stół, rodem z Dalekiego Wschodu, proponował różności: paseczki surowej ryby nawinięte na szklane pałeczki, gęsie wątróbki, raki, słodkie i pieprzne sałatki, butelkę wspaniale dobranego wytrawnego szampana Piper-Heidsieck i koktajle - już wówczas - wyjątkowo mocne. Dusząc się w ciemnościach, nieufna wobec nieznanej mi ognistej mocy rosyjskich, greckich i chińskich alkoholi, prawie nic nie zjadłam.