Powstawał w sumie przez siedem lat, bez gotowego scenariusza, metodą garażową, we współpracy Palestyńczyków i Żydów. Grają w nim nieprofesjonalni aktorzy, Arabowie i izraelscy Żydzi, mieszkańcy Ajami, wielokulturowej dzielnicy Tel Awiwu Jafy, gdzie przemoc, etniczna nienawiść, fanatyzm religijny i uliczne starcia z policją tworzą nieustanną atmosferę zagrożenia i strachu. Nakręcony w paradokumentalnym stylu film oddaje bardzo złożone, zainspirowane życiowymi sytuacjami relacje tej społeczności. Podzielony jest na pięć równolegle dziejących się historii, dzięki czemu te same wydarzenia oglądamy z kilku różnych punktów widzenia.
Znajdziemy tu m.in. opowieść o młodym muzułmaninie zakochanym w chrześcijance, poszukiwaniach zaginionego żołnierza izraelskiego, islamskiej wendecie, gangsterach wymuszających haracz, nielegalnym uciekinierze ze Strefy Gazy szukającym sposobu, by zarobić na operację ciężko chorej matki. Nie wszyscy bohaterowie poszczególnych nowelek się znają, niemniej ich dramatyczne losy jakoś się krzyżują i na siebie wpływają. Aż trudno uwierzyć, że ten skromny, improwizowany film ma tak wielką siłę wyrazu. Piszę to bez taryfy ulgowej, bo w żadnym momencie nie widać, by został nakręcony przez amatorów, wręcz przeciwnie. Widać panowanie nad reżyserskim warsztatem, precyzję scenariuszową i aktorski kunszt naprawdę wysokiej próby.
Ajami, reż. Scandar Copti, Yaron Shani, prod. Izrael–Niemcy, 120 min