Głównym tematem izraelskiej tragikomedii „Misja kadrowego” Erana Riklisa jest poczucie winy. Nie Żydów wobec biednych, prześladowanych Palestyńczyków, tylko Izraelczyków wobec imigrantów z Europy Wschodniej, którzy szukają w Tel Awiwie pracy, możliwości lepszego życia, namiastki normalności. Młoda Rumunka zatrudniona w renomowanej piekarni swój sen o raju kończy w trumnie – jako przypadkowa ofiara zamachu terrorystycznego. Gdyby nie sensacyjny artykuł w wysokonakładowym dzienniku, ujawniający niegodne traktowanie kobiety przez pracodawcę, skończyłoby się na cichym pogrzebie, a tak trzeba wypłacić odszkodowanie, odnaleźć krewnych. Przed utratą dobrego imienia ratuje firmę jej kadrowy (Mark Ivanir), który w asyście dziennikarza odstawia trumnę do rodzinnej wioski zamordowanej.
Jeśli są w tym smutnym filmie jakieś elementy komediowe, to właśnie zdarzają się one w trakcie owej podróży. Wyprawa rozklekotanym busikiem w głąb wynędzniałego kraju staje się groteskowym opisem wydziedziczenia, ludzkiej podłości i budzenia się resztek sumienia. W sumie nic wielkiego, ale jako przykład połączenia kina moralnego niepokoju oraz kina drogi broni się znakomicie.
Misja kadrowego, reż. Eran Riklis, prod. Francja, Izrael, Niemcy, 103 min