Gigantyczny sukces kasowy oscarowej animacji „Potwory i spółka” nie mógł, oczywiście, pozostać bez odzewu. Po 12 latach od premiery przeboju przynoszącego krociowe zyski mamy więc oto kolejną część „Uniwersytet potworny”, która jest prequelem i opowiada o początkach przyjaźni jednookiego, zielonoskórego Mike’a Wazowskiego oraz sympatycznego, włochatego Jamesa P. Sullivana. Wróżenie klęski filmowi jest czystym szaleństwem. Choć to zdecydowanie słabszy kawałek familijnego kina, rodzice i tak nie powstrzymają się przed kupnem biletu. Słabość „Uniwersytetu potwornego” wynika ze schematycznej, przewidywalnej fabuły, której nie rekompensują wcale gagi ani drętwe dialogi. Trzy czwarte akcji wypełnia rywalizacja kilku studenckich drużyn o tytuł najstraszniejszych potworów wydziału. Niewątpliwie „Uniwersytet potworny” odegra znaczącą rolę w oswajaniu dziecięcych lęków przed nocnymi koszmarami, ale ten film nie ma wdzięku, a chwilami jest po prostu nudny.
Uniwersytet potworny, reż. Dan Scanlon, prod. USA, 120 min