Studia nad cool
Recenzja filmu: „20 000 dni na Ziemi”, reż. Jane Pollard, Iain Forsyth
Idol wspomina swoje dzieciństwo? Było. Opowiada o relacjach z ojcem? Też. Idol spotyka dawnych kumpli? I to pojawiało się już w dokumentach, tak jak tu przerywane zdjęciami z prób albo z koncertów. Nawet idola na kozetce psychoanalityka już mieliśmy. Czym więc zaskakuje dokument symbolicznie opowiadający jeden dzień (dokładnie: 20-tysięczny) życia Nicka Cave’a?
Przede wszystkim estetyką. Autorzy „200 000 dni na Ziemi” Iain Forsyth i Jane Pollard to artyści wizualni ze sporym doświadczeniem współpracy z muzykami, ale w filmie debiutują. I wyobraźnię plastyczną widać od pierwszych scen w domu wokalisty i autora piosenek, który robi tu za archiwum przedziwnych artefaktów z punkowych, narkomańskich czasów (Cave okazuje się typem zbieracza, przy tej okazji otworzył nawet na stronie filmu dział Muzeum Ważnych Dupereli), aż po przepięknie pokazane brytyjskie Brighton, gdzie dziś mieszka.
20 000 dni na Ziemi, reż. Jane Pollard, Iain Forsyth, prod. Wielka Brytania, 97 min