W nowym filmie Przemysława Wojcieszka „Jak całkowicie zniknąć” (skojarzenie z piosenką Radiohead nieprzypadkowe) występują dwie dziewczyny i Berlin. Polka (Agnieszka Podsiadlik) zwraca w metrze uwagę na miejscową dziewczynę (Pheline Roggan), która fascynuje ją od pierwszego wejrzenia, jeśli ów romantyczny zwrot jest tu na miejscu. Rozpoczyna się dwadzieścia parę najlepszych minut filmu. Uwodzenie w biegu: wymiana coraz śmielszych spojrzeń, kolejne stacje, pociągi, mijani ludzie, którzy nie zdają sobie sprawy, że są statystami w rozpoczynającej się właśnie historii. Jak dowiemy się wkrótce, dziewczyny mają dla siebie tylko tę noc. Niestety, potem jest już gorzej. Jakby scenarzyście, którym jest sam reżyser, brakowało pomysłu, czym wypełnić czas do oczekiwanego finału. Jeżeli bohaterki nie wiedzą, co ze sobą zrobić, zawsze mogą wpaść do nocnego klubu. Tańczą więc zapamiętale, jeżdżą na skradzionych rowerach, zachowują się tak, jakby bez chwili przerwy chciały ostentacyjnie manifestować swoją wolność. Choćby wolność do wysikania się na chodniku, co – jak wiemy z tabloidów – zdarza się też czasem naszym celebrytom po męczącej nocy, choć bez dodatkowych znaczeń.
Aktorki grają ofiarnie, także w śmiałej jak na polskie normy scenie erotycznej, najlepiej jednak wypadł Berlin, co jest zasługą operatora, montażysty, a przede wszystkim autorki muzyki Julii Marcell. Znający dobrze miasto będą rozpoznawać charakterystyczne miejsca, znający dobrze kino zauważą nawiązania do innych filmów. Najtrudniej zaś będzie znaleźć podobieństwo do kina Wojcieszka. Reżyser złożył zaskakującą deklarację: „Nie cierpię kina politycznego, społecznego. Żenują mnie takie filmy. Odrzucam je”. Autora „Made in Poland” i „Głośniej od bomb” obecnie interesuje jedynie „sztuka transu”. Powodzenia na nowej drodze artystycznych wyborów. Tylko że dla zwolenników jego pierwszych filmów to nie jest wyłącznie zmiana poetyki. To dezercja.
Jak całkowicie zniknąć, reż. Przemysław Wojcieszek, prod. Polska, 97 min