Dobrze, że wiesz, co czujesz
Recenzja filmu: „7 uczuć”, reż. Marek Koterski
Jak mam być sobą, skoro nienawidzę siebie? Żeby być sobą, trzeba siebie akceptować, polubić, a z tym pechowiec i nieudacznik Adaś Miauczyński, bohater liczącej trzydzieści lat z okładem sceniczno-literacko-filmowej twórczości Marka Koterskiego, ma nieustanne problemy. W życiowych porażkach Adasia granego przez te lata przez plejadę polskich aktorów odnajdywał się prawie każdy, również ten spełniony inteligent. Nieważne, czy był źle opłacanym nauczycielem, świeżo upieczonym reżyserem idealistą czy nikomu nieznanym sfrustrowanym poetą. Wykształcony w PRL humanista postrzegał siebie w nowym wspaniałym ustroju jako zaprzepaszczoną szansę, strącony z piedestału ideał.
W najnowszym filmie „7 uczuć” Adaś udaje się do psychoanalityka. Drugim, bezosobowym bohaterem jest wyważony, zimny głos pani terapeutki (niezawodna Krystyna Czubówna), krok po kroku próbujący wyjaśnić Adasiowi, na czym polega prawdziwa miłość i wątpliwa radość samopoznania.
7 uczuć, reż. Marek Koterski, prod. Polska, 116 min