Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Film

Radosny chaos pewnej Harley Quinn

Recenzja filmu: „Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)”, reż. Cathy Yan

Kadr z filmu „Ptaki nocy” Kadr z filmu „Ptaki nocy” mat. pr.
„Ptaki nocy” to bardzo pożądany odpoczynek od bardzo męskich historii o superbohaterach.

Filmowe adaptacje komiksów o superbohaterach od kilku lat zostały zdominowane przez konkurujące ze sobą wydawnictwa Marvel Comics i DC Comics. Marvel, należący do koncernu Disneya, bije rekordy popularności kolejnymi filmami o Avengersach („Avengers: Koniec gry” to dziś najbardziej kasowa produkcja w historii kina), DC pod skrzydłami wytwórni Warner Bros. bezskutecznie próbuje dogonić rywala, na dodatek często zbierając cięgi od krytyków. Ale jeśli cokolwiek udaje się w adaptacjach firmowanych logo DC, to superbohaterki. A także wygadane dzieciaki. W „Ptakach nocy” mamy jedno i drugie.

Margot Robbie jako Harley Quinn debiutowała na wielkim ekranie w koszmarku pt. „Legion samobójców” (2016), a jej rola była jedyną rzeczą, którą warto z tamtego filmu zapamiętać. Dała się poznać jako kompletnie nieprzewidywalna, barwna, zdecydowana na każde ryzyko dziewczyna Jokera. I od początku było wiadomo, że musi wrócić na wielki ekran. W „Ptakach nocy” uwolniła się już od toksycznego narzeczonego i zaczyna żyć według własnych zasad. Co początkowo oznacza dużo alkoholu i jeszcze więcej kłopotów.

Gdy trzęsący przestępczym półświatkiem Gotham City złoczyńca znany jako Czarna Maska (Ewan McGregor) dowiaduje się, że Harley nie jest już chroniona przez Jokera, postanawia się jej pozbyć. Przed śmiercią ratuje ją jedynie fakt, że wie, kto aktualnie jest w posiadaniu diamentu, na którym bardzo Czarnej Masce zależy. Ukradła go (i połknęła) mała uliczna złodziejka Cassandra Cain.

Reklama