Uciekali, uciekali, uciekali
Recenzja serialu: „Ucieczka”, reż. Natalie Bailey i Kate Dennis
Lata temu Vicky Jones i Phoebe Waller-Bridge zaprzyjaźniły się i założyły w Londynie DryWrite Theatre Company. Jones w 2013 r. wyreżyserowała sceniczny monodram przyjaciółki „Fleabag”, który później wyewoluował w obsypany nagrodami serial, czyniąc z Waller-Bridge światową gwiazdę. „Ucieczka” to autorski serial Jones, Waller-Bridge pojawia się tu w epizodycznej roli i jako współproducentka. Całość zaczyna się jak przewrotna, czarna komedia romantyczna. Gdy Ruby (Merritt Wever), znużona codziennością żony i matki z zamożnych przedmieść, dostaje SMS o treści „Run”, nie wahając się długo, odpisuje tym samym słowem. I pędem rusza do Nowego Jorku na spotkanie swojej studenckiej miłości Billy’ego (Domhnall Gleeson). 17 lat wcześniej zawarli pakt i od tego czasu nie mieli ze sobą kontaktu.
Spontaniczna realizacja fantazji o ucieczce i powrocie do dawnej miłości uruchamia efekt domina i zaczyna się bieg nie tylko przez Amerykę, ale też przez gatunki i konwencje. Gdy w pościg za bohaterami rusza pozostawiona za plecami rzeczywistość, komedia romantyczna zmienia się w komediodramat psychologiczny, z dyżurnym pytaniem, czy można uciec od siebie samego. A wraz z pojawieniem się Archie Penjabi (pamiętnej m.in. z „Żony idealnej”) do akcji wkracza kino sensacyjne i kryminalne, coraz bardziej w stylu braci Coen. Ogląda się tę galopadę z przyjemnością, ale też ze stopniowo stygnącymi emocjami. Od trzeciego czy czwartego odcinka przed ekranem trzyma głównie ciekawość, co jeszcze twórczyni zgotowała swoim bohaterom.
Ucieczka (Run), HBO i HBO GO, od 13.04, 7 odc.