Jak udowodnić, że się wynalazło coś, co inni uważają za oczywistość? Weźmy dowolną powieść, przykładowo Karola Dickensa, i przeanalizujmy pierwsze zdanie. Czy wszystkie wyrazy użyte przez pisarza nie zostały wzięte z powszechnie dostępnego słownika? A jednak sposób ich ułożenia świadczy o „przebłysku geniuszu”, czyli autorstwie. Takiego właśnie argumentu używa na sali sądowej profesor wynalazca Robert Kearns, któremu amerykański koncern samochodowy Ford odmawia prawa do intelektualnej własności. Kearns stworzył rzecz wydawałoby się banalną – system automatycznego poruszania się wycieraczek, co w latach 60. było odkryciem naukowym, z którym nie umiał sobie poradzić wysoko opłacany sztab inżynierów największej firmy motoryzacyjnej na świecie.
Prototyp przedstawiony im przez genialnego wynalazcę ukradli i przez następne 20 lat szli w zaparte, zaprzeczając nawet przed ławą przysięgłych, że cokolwiek złego się stało. Dramat psychologiczny Marca Abrahama „Przebłysk geniuszu”, przypominając nieznaną szerzej, opartą na faktach sprawę Roberta Kearnsa, idealnie wpisuje się w kryzysową debatę na temat pazerności światowych korporacji i ich odpowiedzialności za obecny chaos gospodarczy. Wartość filmu polega jednak na czymś więcej. Jest to uniwersalna, niesłychanie wzruszająca opowieść o starciu Dawida z Goliatem, czyli bezinteresownej walce oszukanego idealisty walczącego z wszechpotężną machiną w celu uzyskania sprawiedliwości. I niczego więcej. Kosztem zdrowia, utraty uniwersyteckiej posady, braku kontaktu z szóstką dzieci i rozwodu z żoną. Fantastyczną kreacją osamotnionego wynalazcy popisał się Gregg Kinnear. To głównie dzięki jego grze ogląda się ten film z uwagą i wzruszeniem.