Janusz Wróblewski: – W najnowszym filmie Małgorzaty Szumowskiej „Sponsoring”, do którego zdjęcia kręcone są teraz w Paryżu, gra pani dziennikarkę odkrywającą świat studenckiej prostytucji. Dlaczego zdecydowała się pani wziąć udział w tym projekcie?
Juliette Binoche: – Spodobał mi się wyjątkowy scenariusz, przedstawiający skomplikowaną sytuację młodych dziewczyn. To intymna opowieść o ich wyborach, opisująca również zepsucie francuskiego społeczeństwa, korupcję, mechanizmy deprawacji. Magoska (tak aktorka wymawia imię reżyserki – przyp. red.) jest bardzo inteligentną artystką. Gram zamożną, spełnioną rodzinnie reporterkę pisma „Elle”. Mimo sukcesu czegoś mojej bohaterce brakuje.
Chodzi o emocje?
Raczej o seks. Obracając się wśród dziewczyn, które handlują swoim ciałem i nie odczuwają z tego powodu wstydu ani przesadnych wyrzutów sumienia, ona też w sobie coś odkrywa. Brzydzi się, a zarazem pociąga ją nieznany świat brutalnego erotyzmu. Przewartościowuje pewne doświadczenia. Chce sprowokować los.
Wiele osób nie traktuje sponsoringu jak prostytucji. Uważa to za wygodniejszy i mniej upokarzający sposób zarabiania na życie.
Zjawisko dotyczy również drugiej strony, czyli mężczyzn. Dlaczego oni decydują się na takie relacje z kobietami, co im to daje? Muszą się chyba czuć strasznie nieszczęśliwi. Z ich punktu widzenia, sponsoring pełni funkcję terapii, pozwala zaspokoić pragnienia, których nie mieli szans zrealizować w normalnych związkach.
A kobietom chodzi o pieniądze?