Debiutancka powieść Kathryn Stockett „Służące” przez ponad rok utrzymywała się w czołówce bestsellerów „New York Timesa”, a „USA Today” okrzyknęło ją Książką Roku 2009. Historia rozpisana na trzy głosy – dwóch czarnych służących i białej córki plantatora bawełny – opowiada o relacjach między czarnymi i białymi mieszkańcami południa Stanów Zjednoczonych w pierwszej połowie lat 60. Ta warstwa powieści może zszokować polskiego czytelnika, nawet świadomego, że akcja rozgrywa się w okresie, gdy Martin Luther King wciąż walczył o zniesienie dyskryminacji rasowej. Związki białych i czarnych obywateli w czasach Beatlemanii i początków kariery Boba Dylana różnią się od niewolniczych jedynie formalnie. Bohaterki powieści obserwują rozwój tzw. inicjatywy sanitarnej, czyli budowy w domach białych osobnych toalet dla kolorowej służby. Wpływowa pomysłodawczyni przedstawia ten projekt jako efekt postępu i rozwoju nauki, a miasto podchwytuje. Kathryn Stockett wie, o czym pisze – jest białą kobietą, urodzoną i wychowaną w zamożnej rodzinie z Missisipi.
Czy współczesna polska kobieta odnajdzie w „Służących” odpowiedzi na swoje pytania? Na pierwszy rzut oka – z pewnym trudem. Z czasem jednak okazuje się, że powieść Stockett dotyka tematów, z którymi zmaga się każdy, niezależnie od miejsca i czasu, w którym żyje: przekraczania własnego strachu, wybierania między tym, co bezpieczne, a tym, co właściwe, szukania własnego życia. Najważniejsze zdanie książki brzmi dość banalnie: „chodziło o to, żeby kobiety zrozumiały: Jesteśmy tylko dwiema istotami ludzkimi, nie tak znowu wiele nas dzieli. Znacznie mniej niż sądziłam”. Co ciekawe, nie dotyczy ono relacji między białą i czarną, a dwiema białymi kobietami.