Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Gdzie i po co

Kawiarnia literacka

W czasie przedtraumatycznym, kiedy humor i groteska gościły na salonach politycznych, a realne problemy zamieniano na realne absurdy, Jarosław Kaczyński...

... w jednej ze swoich wypowiedzi snuł wizję plaż Egiptu, które powinny zostać skolonizowane przez turystów z Polski.

Nasza oświecona inwazja nadejdzie razem z prognozowanym dobrobytem, wyprzemy inwazję zawczasu przeprowadzoną przez nieco bogatszych sąsiadów zza Odry, którzy chłepcą piwsko, kradną nam słońce i panoszą się niczym konkwistadorzy podczas kanikuły. Osobiście zawsze starałem się unikać wyjazdów narażających mnie na permanentny szczebiot mowy ojczystej. Tak jawił mi się sens wyjazdu. Uciekamy przecież od tego, co tu i teraz, na rzecz czegoś innego, obcego. Dokonujemy odwrotu z obsadzonych miejsc pracy, zmykamy przed znajomymi i, co istotne, podejmujemy próbę rejterady od samych siebie. W „Egipcie przyszłości” akurat może okazać się to ponad nasze siły. Jednak ten ostatni motyw wyjazdów wydaje się poważnym wyzwaniem.

Świetnie obrazuje go historia życia francuskiego pisarza Raymonda Roussela. Owiany legendą ekscentryk, prekursor surrealistów, posiadacz giełdowej fortuny, zwiedził ogromną połać świata. Miłośnik laudanum, wszelkiego rodzaju anabolików i narkotyków, swojego żywota dokonał w 1933 r. w Grand Hotelu w Palermo. Jak przystało na konesera chemii – zażywając odpowiednią dawkę trutki. Był jednocześnie pisarzem surowej reguły formalnej. Pisał rzeczy tak zmyślnie laboratoryjne, sztuczne, konwencjonalne, do tego stopnia wyzute z emocji, że niepodobna odnaleźć w nich śladu prawdziwego życia. Można przecież przyjąć, że Roussel podczas swoich podróży sporo widział i słyszał. Bynajmniej. Nie przeżył niczego poza sobą samym. Jedna z anegdot opowiada, że widok Indii skwitował obojętnym rzutem oka, nie opuściwszy ani na moment pokładu statku.

Polityka 29.2010 (2765) z dnia 17.07.2010; Kultura; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Gdzie i po co"
Reklama