Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Jak Pepiki Kamieniec ratowały

Kawiarnia literacka

Inaczej jak czeskie browarniki o nas nie mówili.

Będzie z pięć lat przed oblężeniem Mustafy, jak browar swój przenieśliśmy do Kamieńca. Pan Jan Pucała i Izydor Konfrant, mieszczanie bardzo znamienici co do Pragi z towarami przyjeżdżali, przekonali nas, że piwa tutaj sprzeda się bez miary, bo też nikt tak dobrego jak nasze czeskie tutaj nie warzył. Piwo nasze przyjęło się, zwłaszcza latem, bo upały tutaj potężne.

Oczywiście, Turka zawsze się tutaj obawialiśmy i może dlatego, mimo że chodziły słuchy, iż Mustafa przygotowuje wielkie wojsko, za bardzo się tym nie przejęliśmy. Piwo się warzyło znakomicie, w gospodzie było pełno, i tak ani się obejrzeliśmy, a Turek stał pod Kamieńcem.

Tuż przed oblężeniem do twierdzy zjechał pan pułkownik Michał Włodyjowski ze swoją kompanią. Zaraz też pojawili się w naszej gospodzie, żeby ugasić pragnienie, i robili to już regularnie. Polacy atencją wielką tego męża niewysokiego darzyli. Mówili, że to bohater, żołnierz doświadczony i że sam on jeden może obronić zamek i miasto przed nawałnicą Mustafy. Cóż, przez te lata przyzwyczailiśmy się już, że Polacy dziwnie myślą o sobie i swoich możliwościach, więc i te przechwałki wrażenia już na nas nie robiły.

Sprawy z oblężeniem nie szły za dobrze i tu, i tam rozeszły się głosy, że trzeba się będzie jakoś z Turkiem ułożyć, miasto i twierdzę poddać i opuścić.

Wtedy to pan pułkownik położył się krzyżem na posadzce w kościele razem z tym milczącym Szkotem. Ogłosił, że śluby święte składa, że żywy nie opuści twierdzy, jakby miała być z miastem poddana, że honor jego rycerski mu na to nie pozwala, że, krótko mówiąc, jakby co, to oni się wysadzą w prochowni razem z twierdzą, żeby w ręce Turka nie dostała się.

Polityka 31.2010 (2767) z dnia 31.07.2010; Kultura; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Jak Pepiki Kamieniec ratowały"
Reklama