Ostatnimi czasy mamy do czynienia z istnym wysypem powieści, których autorzy na różne sposoby próbują dobrać się do tematu polskiego katolicyzmu czy religii w ogóle. Jedną z nich jest niewielka książka Dawida Kaina, w której autor łączy opowieść o współczesnej religijności z krytyką konsumpcjonizmu, a wszystko utrzymane jest w tonie groteski. W rozwijanej ze swadą i humorem narracji Kain kreśli historię proroka nowej religii, który objawił się na śmietnisku i wypromowany przez niejakiego Filipa, „króla dewocjonaliów polskich”, stał się medialną gwiazdą, ściągającą na stadionowe spektakle nieprzebrane tłumy ludzi.
Jak się w końcu okazuje – była to gwiazda zagłady... Rzecz dzieje się w nieodległej przyszłości, ale oczywiście odnosi się do naszych czasów. Bohaterowie zatracają się w rozpasanej konsumpcji, obsesyjnie, dzięki chirurgom plastycznym, poprawiają swoje ciała, bezustannie stymulują się chemicznymi specyfikami, bezrozumnie goniąc za przyjemnością. Religia zamienia się w medialną hucpę, „duchowe eventy”, które służyć mają przede wszystkim nabijaniu kabzy promotorów nowego proroka. I chociaż Kain ujmuje koniec końców całą opowieść w cudzysłów, sugerując, że była ona jedynie majakiem pogrążonego w śpiączce Filipa, to jednak przesłanie pisarza jest jasne. Konsumpcjonizm niszczy ludzi.
Religia zamienia się w wydmuszkę pustych rytuałów. Autor nie proponuje żadnego – by tak rzec – programu naprawczego. Ale Kain jedynie podstawia czytelnikowi krzywe zwierciadło. To, co można w nim dostrzec, jest i śmieszne, i straszne zarazem.
Dawid Kain, Gęba w niebie, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2010, s. 166