Roberto Bolaño przeprowadził się z rodziną z Santiago do Meksyku w 1968 r., roku „pięknym i strasznym”, który dla Meksykanów ma podobną wagę jak dla Polaków i Czechów. Wrześniowa masakra studentów na placu Tlatelolco i wkroczenie wojska na teren Uniwersytetu Autonomicznego stały się dla chilijskiego pisarza jednym z najistotniejszych wydarzeń w życiu. Znajdziemy je na kartach jego arcydzieła „Dzicy detektywi”, a także w opowiadaniu „Amulet”. „Amulet” to zresztą rozwinięcie jednego z wątków, które pojawiają się w „Dzikich detektywach”. Ponownie spotykamy tutaj Auxilio Lacouture, Urugwajkę z pochodzenia, która sama nazywa siebie „matką meksykańskiej poezji”, a to ze względu na rozliczne znajomości wśród młodych, zbuntowanych poetów. W 1968 r. była jedyną osobą, która nie opuściła uniwersyteckiego budynku. Spędziła kilkanaście dni w jednej z toalet. Właściwie nie wiadomo, czy z tego powodu oszalała i pogrążyła się w alkoholizmie. Szaleństwo Auxilio przesycone jest jednakże melancholią, bólem i prawdziwą miłością do literatury.
Bolaño, jak zawsze, sugestywnie opisuje postaci z drugiego planu, niczego nie dopowiada, zostawia czytelnikowi mozaikowy, fragmentaryczny świat. Jego prozę bodaj najtrafniej opisują słowa Auxilio o Ameryce Łacińskiej: „absurdalny kontynent, który źle rozumiemy albo którego nie rozumiemy wcale”. Roberto Bolaño to jeden z najwybitniejszych latynoamerykańskich prozaików XX w. Dzieła Chilijczyka można postawić obok książek Vargasa Llosy, Fuentesa, Marqueza czy Cortazara. Jego klasę widać nawet w króciutkim „Amulecie”, przesyconym wspaniałą poetycką frazą i znakomicie odzwierciedlającym – jak Faulkner we „Wściekłości i wrzasku” – „krwawiący umysł” osoby szalonej.
Roberto Bolaño, Amulet, przeł. Tomasz Pindel, Muza SA, Warszawa 2011, s. 128