Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Jak motyle skrzydła

Kawiarnia literacka

Dziwna nastolatka w pociągu, dzielimy stolik w wagonie bez przedziałów.

Nie wiem, czy ma 14 czy 17 lat, nie umiem tego rozpoznać, ale chyba bliżej jej do dziewczynki niż kobiety. Jedzie do Warszawy, wysiądzie potem na Centralnym, ma trampki, dżinsy, bluzę z kapturem i żadnego bagażu, tylko maleńką torebkę zapiętą w pasie i płócienną torbę pełną ćwiczeń gramatycznych z języka hiszpańskiego: rozwiązuje je sumiennie przez całą drogę, przepisuje zdania z kserówek, a potem rysuje pod nimi wykresy, których nie rozumiem.

Wychodząc zrzuciłem na nią parasol, czym przestraszyłem ją chyba mniej niż przeprosinami – miałem słuchawki w uszach i pospieszne „przepraszam” wrzasnąłem bardzo głośno, przekrzyczałem nawet hamujący pociąg.

Umknąłem więc stamtąd z palącym znamieniem niepotrzebnego wstydu, a w zasadzie chciałem ją zapytać: gdzie popłynie twoje życie, dziewczynko z hiszpańską gramatyką, skąd przypłynęło, czy uciekłaś z domu, czy jedziesz na egzamin, gdzie porzuciłaś wszelki bagaż, całe życie smutnej nastolatki… Ale nie zapytałem, na szczęście, jeszcze potrafię okiełznać moje małe szaleństwo, wylewa się ze mnie tylko przez łzawe, stukające w klawiaturę palce: chyba tylko dlatego nie zaczepiam jeszcze przechodniów na ulicach, nie wyśpiewuję na rynkach psalmów ani nie biję głową w miękką ścianę opiekuńczej instytucji.

„Breathe, keep breathing”, śpiewa Thom Yorke. Oddychaj. Albo raczej uduś się, jak w preludium e-moll nr 4 Chopina, które tak mocno brzmi w tej piosence z zakończenia „Romea i Julii” Luhrmanna, stara płyta Radiohead z 1997 r., której jakoś głupio teraz słuchać, ale słucham, tak jak 15 lat temu w innym świecie, i dlatego tak głośno wykrzyczałem głupie przeprosiny, przez Yorke’a teraz mi wstyd.

Polityka 31.2011 (2818) z dnia 26.07.2011; Kultura; s. 67
Oryginalny tytuł tekstu: "Jak motyle skrzydła"
Reklama