Wcześniej panowała tu błoga normalność. W latach 40. i 50. nic się nie zmieniło, było „jak przed wojną”, wskutek tego dziś ludzie ci noszą imiona niemiło podkreślające ich wiek (jak Zdzisław, Wiesław – nadawane na początku panowania Gomułki). Dziś nie brzmią też modnie te wszystkie Zdzisławy, Wiesławy i Stanisławy. W ogóle – wszystkie imiona utworzone od męskich. Potem przyszły lata 70. z typową dla siebie prostotą: Anki, Gośki, Piotrki, Pawły, Krzyśki, co my, roczniki 70, uznajemy za normalne i przezroczyste. Niektórym rocznikom 80 trafiły się, jak na loterii, imiona z seriali, szczególnie Isaura. Pojawiło się dużo Patryków (Pilch w „Mieście utrapienia” zastanawia się, czy chodziło tu o Patryka Swayze), a przede wszystkim Łukaszów. Co bardziej pojechane mamuśki nadawały swym córkom imię Alexis lub Diana, czego wyjaśniać nie trzeba. Ale prawdziwy szał zaczął się na początku nowego tysiąclecia!
Już Masłowska w swojej „Wojnie polsko-ruskiej” śmiała się z tego zjawiska. Tak, tak, to już dziesięć lat z Dorotą. Wtedy, w 2002 r., były to głównie wpływy tytułów tygodników o gwiazdach i gotowaniu. Tiny, Sabriny, znacie to... „Może nawet chciałaby mieć później dziecko, ale tylko pięcioletnie, takie co by urodziło się, jak miało pięć lat i nigdy nie urosło. Z odpowiednim imieniem. Klaudia, Maks, Aleks”.
Tak się sprawy przedstawiały dziesięć lat temu. Im niżej w społecznej hierarchii, tym wpływy tygodników o gwiazdach (i garach), samych gwiazd, a przede wszystkim telewizji były większe. Oczywiście, w tym czasie wśród inteligencji z dużych miast modne było coś zgoła innego, mianowicie imiona rosyjskie: Sonia, Sasza, Wladimir, a także bardzo stare i konserwatywne, np.