O bohaterach i grobach
Recenzja książki: Małgorzata Szejnert, "Śród żywych duchów"
Książka Małgorzaty Szejnert ukazała się po raz pierwszy przed 22 laty w Londynie. W Polsce w szerszym obiegu nie zaistniała. Kiedy w 1988 r. reporterka rozpoczęła swoje dziennikarskie dochodzenie, tak wybitne postaci, jak August Emil Fieldorf czy Witold Pilecki, istniały jedynie w pamięci tych, którzy stalinizm przeżyli; w pamięci rodzin, towarzyszy broni, emigrantów i zbrodniarzy. Więźniowie, którzy ocaleli, wspominali najczęściej tupot końskich podków na Rakowieckiej. Nie wiadomo było, gdzie zamordowanych wywożono. Śmierć i wymazanie z historii nie wystarczały. Ofiarom reżimu nie należały się też groby. Szejnert miała tylko kilka poszlak, które pozwoliły jej rozpocząć śledztwo i – przynajmniej częściowo – odkryć tajemnice mokotowskiego więzienia.
„Śród żywych duchów” dla młodego pokolenia może być swego rodzaju podręcznikiem. Autorka mimochodem kreśli obraz schyłku PRL. Przywołuje również liczne opowieści o wybitnych zapomnianych, jak choćby o księdzu Adamie Wyrębowskim, endeku, który w czasie wojny chronił Żydów w parafii Świętej Katarzyny, a w 1927 r. oskarżony był o zachęcanie do zabójstwa prezydenta Narutowicza. To właśnie m.in. do jego parafii zwożono nocą zabitych.
Szejnert kreśli sylwetki tych, o których musimy pamiętać; ludzi, którzy zginęli w walce z komunistycznym reżimem. To jedna z czarnych kart naszej historii, niezwykle istotna dla procesu budowania tożsamości.
Małgorzata Szejnert, Śród żywych duchów, Znak, Kraków 2012, s. 416