Portale internetowe, luksusowe miesięczniki, telewizyjne magazyny są dzisiaj pełne tak zwanych ekskluzywnych rozmów z największymi gwiazdami kina. Pytania w tego rodzaju wywiadach są najczęściej sztampowe, a odpowiedzi bliźniaczo do siebie podobne. Janusza Wróblewskiego tego rodzaju dziennikarstwo nie interesuje. Nie zabiega o wywiady z celebrytami albo gwiazdkami Hollywood, ciekawi go prawdziwa rozmowa z autorami kina, interesuje dyskusja, wymiana poglądów, w której pytający jest równorzędnym partnerem bohatera wywiadu. Jest odkrywczy i dociekliwy.
Każdy zamieszczony w tomie wywiad poprzedza krótkie filmoznawcze wprowadzenie. Nie jestem pewien, czy tego rodzaju introdukcje były konieczne, chociaż nawet w mikroanalizach Wróblewskiego zdarzają się perełki – na przykład szczegółowe omówienie słabo znanych wczesnych filmów Michaela Hanekego albo użyte przez Davida Cronenberga porównanie zestawiające ginekologię z intelektem. Najciekawsze są jednak wypowiedzi reżyserów.
Werner Herzog mówi Wróblewskiemu, że na pewnym etapie życia dokumenty stały się dlań ważniejsze od fabuł, Jim Jarmusch jako twórcze kredo przytacza myśl Oscara Wilde’a, że życie jest zbyt poważne, by brać je na serio, Terry Gilliam zajmująco opowiada o micie Don Kichota, a Quentin Tarantino dowodzi, że nigdy nie pisze scenariusza pod konkretnych aktorów. Ważne są także liczne polonika: dowiadujemy się na przykład o niespełnionym projekcie filmu o Wojciechu Jaruzelskim, którego realizację planował Andriej Konczałowski, Lars von Trier kąśliwie opowiada o zajęciach prowadzonych przez Krzysztofa Zanussiego, a Martin Scorsese wspomina gigantyczne wrażenie, jakie niegdyś wywarł na nim Zbigniew Cybulski w „Popiele i diamencie”.
Nawet najlepszy prasowy wywiad szybko ulega zapomnieniu.