Świetlicki lubi nowe początki: „nocą/umieram, rano wstaję z mar i zmór./I tak w kółko” („Nielęk”). Najpierw zapowiada koniec, zamyka jakiś etap – takim domknięciem był tom „Wiersze” sprzed dwóch lat, zbierający utwory z dziewięciu książek. Teraz nowy tom „Jeden” (nawiązujący do liczbowych tytułów jego książek kryminalnych) jest pięknym odrodzeniem się po słabszych „Niskich pobudkach”: „Piszę teraz jak chłopiec/Wylewa się ze mnie” („Chyba tak to należy rozumieć”). Rzeczywiście ten tom wydaje się bliższy świetnym, wczesnym książkom, choćby „Schizmie”, a nawet wierszom młodzieńczym. Znowu pojawia się dosyć rzadki u niego znak pisarski: wykrzyknik. Ten tom jest spod znaku wykrzyknika, czyli entuzjazmu: „Dziewczyna/z Wenus na czole/mówi: niedziela!/niebieskie słońce!” (***). W miarę czytania czytelnik zaczyna się uśmiechać. Tak, to jest historia miłosna. I to nie historia o „człowieku, który budzi się codziennie w innym łóżku”. Ten bohater spotyka kobietę: „OPUSZCZAM GOTHAM Z KOBIETĄ KOTEM! TAK!” („GOTHAM”).
Wszystko staje się warte spojrzenia i wykrzyknika, trochę jak u Białoszewskiego. Tyle że u Świetlickiego jest jeszcze – nawet w tym wykrzykniku – sporo ironii, autoironii i sporo cienia. Obok historii miłosnej znajdziemy tu bowiem jeszcze inne historie. Przede wszystkim historię ze śmiercią w tle, która jest tu obecna od pierwszej do ostatniej strony. I inny stały towarzysz bohatera – lęk: „I mam za ostry zarost, nie znam lekarstw, znam lęk”. („Kłopoty z miłością”). Pojawia się też Bóg, dość obojętnie patrzący na ludzkie poczynania. Im dłużej czytamy ten tom, który jest wyraźnie skonstruowaną opowieścią, tym więcej znaczeń się pojawia. Czy Pinokio to zabawka w rękach Boga? Notoryczny kłamca? A może jakiś kolega bohatera? A może wszystko naraz.
Zaczynamy więc czytać od nowa, z przyjemnością.
Marcin Świetlicki, Jeden, Wydawnictwo emg, Kraków 2013, s. 96
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.