Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Cienie ojców

Kawiarnia literacka

Po 30 latach wracam na plac zabaw. W nowej roli. Ale mam wrażenie, że nie tylko moja rola się zmieniła. Wszystko tu już jest inne.

Tydzień wcześniej w miasteczku pod Warszawą szedłem wzdłuż ulicy za dwoma umięśnionymi, wytatuowanymi facetami. Pluli na chodnik i przeklinali. Robiło się już ciemno i raczej nie czułbym się pewnie, gdyby nie to, że obaj prowadzili wózki z niemowlętami. Słyszałem ich głośną rozmowę.

– Mój, k…, tak skrzypiał, że wstyd się na mieście pokazać.

– I co zrobiłeś?

– Dałem między kółka WD 40 i chodzi jak nowy.

W pewnym momencie zatrzymali się przy pasach, a ja razem z nimi. Na mrugającym zielonym świetle biegła kobieta z wózkiem. Kiedy już była prawie po naszej stronie ulicy, zrobiło się czerwone i pojawił się samochód. To ją musiało zestresować, bo nie mogła przednimi kółeczkami wjechać na krawężnik. Nerwowo popychała wózek. A w końcu tak mocno pchnęła, że nie utrzymała go – przechylił się na bok i upadł.

Wyższy z facetów natychmiast ukląkł i wziął śpiące dziecko na swoje umięśnione, wytatuowane ręce. Drugi podniósł wózek i postawił na chodniku. We dwóch ułożyli delikatnie dziecko w środku i opatulili kocykiem. Nawet się nie obudziło. Tylko kobieta była roztrzęsiona.

Bez słowa przyjęli podziękowania i ruszyli dalej ze swoimi wózkami, a ja za nimi. Po kilku krokach obrócili się za kobietą, spojrzeli na siebie i obaj westchnęli:

– Te matki…

A potem jeszcze pokręcili głowami i splunęli na chodnik.

Wtedy zrozumiałem, że coś się zmieniło. Takim tonem – lekceważenia i pogardy dla wrodzonego braku umiejętności – mówiło się kiedyś o kobietach kierujących nie wózkami, ale samochodami.

Polityka 27.2013 (2914) z dnia 02.07.2013; Kultura; s. 71
Oryginalny tytuł tekstu: "Cienie ojców"
Reklama