1.
Więc nadszedł ten moment. Tylko dlaczego patrzymy na siebie i jesteśmy przerażeni? Czy na pewno wciąż tego chcemy?
Możemy jeszcze się rozmyślić. Patrzę na naszych bliźniaków, którzy nieświadomi, że zaraz będą ważyły się ich losy, bujają się w fotelikach na podłodze.
My siedzimy przy stole, przed nami na razie puste krzesło. Ściskam w ręku wydrukowany z Internetu kwestionariusz. Jest lekko wymięty – przed chwilą wciskaliśmy go sobie nawzajem. Żadne z nas za nic nie chciało zadawać tych pytań, ale w końcu stanęło na mnie, „bo przecież to ty zobowiązałeś się znaleźć nianię”.
Mimo to ciężko mi sobie wyobrazić siebie zadającego drugie pytanie z kwestionariusza: Proszę wymienić, jakie ma pani zalety, a jakie wady.
Oraz następne: Co by pani zrobiła, gdyby dziecko połknęło pinezkę? Może dlatego, że sam nie jestem pewien, jaka jest prawidłowa odpowiedź.
Męczą mnie też inne wątpliwości. Czy pytania czytać z kartki, czy raczej nauczyć się ich na pamięć? I czy wszyscy ojcowie-pracodawcy są tak zestresowani jak ja?
Patrzę na zegarek. Za trzy minuty zacznie się casting na nianię.
2.
Pierwsze poszukiwania zacząłem dużo wcześniej. Pytałem najbliższych, czy mogą mi polecić kogoś zaufanego. Niestety, nie mogli, ale za to podzielili się swoim doświadczeniem. Nie podejrzewałem, że jest aż tak bogate.
Okazało się, że mój wujek śledził każdą nowo zatrudnioną nianię. Brał specjalnie tydzień wolnego z pracy. I spędzał go, chowając się za drzewami w parku albo za gazetą na ławce przy placu zabaw. A po powrocie do domu jeszcze przepytywał nianię, co robiła z dziećmi na spacerze. W ten sposób sprawdzał, czy jest prawdomówna.