Portret poety z czasów młodości
Recenzja ksiązki: Roberto Bolaño, „Dziwki morderczynie”
Roberto Bolańo, Dziwki morderczynie, przeł. Tomasz Pindel, Muza, Warszawa 2013, s. 216
Rację ma tłumacz Tomasz Pindel, że opowiadania Bolańo są równie warte uwagi jak duże jego powieści. W zbiorze opowiadań „Dziwki morderczynie” styl Bolańo rozpoznajemy od razu, ale niektóre utwory są dla niego nietypowe. Np. surrealistyczna opowieść martwego bohatera, który obserwuje, jak znany projektant mody wykorzystuje seksualnie jego martwe ciało. Nietypowy jest też wściekły monolog dziwki morderczyni w tytułowym opowiadaniu. Słucha go związany mężczyzna. Wszystko toczy się w barach, spelunach, burdelach, pojawiają się poeci przemieszani z aktorami porno o „smutnych penisach” (nie dość wykorzystanych w filmach). Część opowiadań nosi silne autobiograficzne piętno – tak jak poruszający życiorys zatytułowany lekko „Karnet balowy”. Bolańo wspomina tam czas swojego uwięzienia, krzyki torturowanych i jedyną lekturę: artykuł o domu poety Dylana Thomasa. Autobiograficzna wydaje się też opowieść o wyprawie ojca i syna. Znajdziemy w niej wszystko, co najlepsze u tego pisarza. Właściwie nic się nie zdarza: idą na dziwki, mieszkają w hotelach, a jednocześnie następuje rozstanie, pożegnanie.
U Bolańo króluje niedopowiedzenie, pomiędzy banalnymi zdarzeniami toczy się inna fabuła, zapis stanów wewnętrznych. Zawsze jakoś podwójnych: nuda, która jest rozpaczą, radość, która jest smutkiem. W tych szybkich, niespodziewanych przejściach i przeskokach opowiadania Bolańo przypominają prozę Jane Bowles. A najważniejsza dla niego jest sama literatura. W jednym z opowiadań dwu bohaterów w poszukiwaniu przygód zamiast do burdelu trafia nocą do podejrzanej, rozpadającej się chaty na skraju miasta i tam przez całą noc... czytają, usypiają i znowu czytają opowiadania jakiegoś człowieka. „Człowiek nigdy nie przestaje czytać, choćby książki się skończyły, tak samo jak nigdy nie przestaje żyć, choćby doszło do śmierci”.