Ponieważ najczęściej przebywam poza Polską i do końca nie wiem, co jest grane, narażam się na śmieszność. Nie inaczej było tym razem. Myśląc, że to reklama firmy deweloperskiej, zapytałem teścia, ile taki dom nad rozlewiskiem może kosztować? I dodałem, że właścicielka firmy musi być cholernie bogata, jeśli ją stać na taką ogromną reklamę. Było nie było, ustawili to w okolicy międzynarodowego portu lotniczego. Teść się tylko uśmiechnął i powiedział, że nawet serial leci teraz w telewizji na podstawie tej powieści. Ups.
Kiedy przyjechaliśmy do domu, odpaliłem kompa i za pomocą Google zlokalizowałem tytuł, autorkę oraz jej wydawnictwo. Znowu się potknąłem. Otóż wydawnictwo pani Małgorzaty nazywa się Zysk i Spółka i ma swoją siedzibę w Poznaniu. Ponieważ przez pewien czas studiowałem w Poznaniu i poznałem poznańskie obyczaje, byłem przekonany, że o zachłanność chodzi, a nie o nazwisko właściciela oficyny. Pana Tadeusza Zyska bardzo przepraszam z tego miejsca i życzę dalszego powodzenia w zyskach zyskownego wydawnictwa. Więcej, bardzo przepraszam, że po tym, jak się dowiedziałem, iż Zysk i Spółka sprzedaje zawrotne nakłady „Domu nad rozlewiskiem”, sam chciałem zagrać nieczysto i zaproponowałem rzeczonemu wydawnictwu wznowienie mojego domu – „Domu Róży”. Prawie się udało. Prawie, bo jednak ktoś tam w redakcji książkę przekartkował. Zorientował się, że żadnego domu w różach tam nie ma i że Róża to bohaterka powieści mieszkająca w domu starców. Że powieść „Dom Róży” nie jest o szczęściu raczej. Nie załapałem się na wysoki nakład...
Przyznam się też, bo jak zeznawać, to do końca, widziałem jeden odcinek serialowego „Domu nad rozlewiskiem”. Wszyscy w tym serialu byli szczęśliwi, lały się herbata i nalewki malinowe, był też pogrzeb.