Wiersz psuje się od głowy
Recenzja książki: Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, „Przeszłość zagarnia swoje piękne dzieci”
Kolejne książki Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, jednego z najważniejszych współczesnych poetów, tworzą echo, powracają do fraz, które pojawiały się wcześniej, ale prowadzą je za każdym razem trochę gdzie indziej. Nowy tom przenosi nas w przestrzenie już znane – wraca Wólka Krowicka i Lisie Jamy, postać matki, ale tym razem jesteśmy jeszcze bliżej przeszłości, o którą nikt nie dba, która się odkłada, „powinna przetrwać w każdym dobrym wierszu”. Trzeba ją udźwignąć i opowiedzieć. Kolejne wiersze w zbliżeniu przywołują obrazy: widok chłopca zamkniętego z chorą krzyczącą matką. Jak mówić o krzywdzie? „Gdybym potrafił powiedzieć/ kto i dlaczego skrzywdził moją unicką matkę”. Wiersz krąży wokół upokorzenia i przeszłości, która trzyma w uścisku i nie pozwala o sobie zapomnieć. Trzeba tam ciągle wracać, choć dawno się uciekło.
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Przeszłość zagarnia swoje piękne dzieci, Znak, Kraków 2025, s. 65