Zanim nastąpi wysyp powieści takich jak ta, lepiej ustawić radar na utwory udane, a nie tylko łapiące się na trend. „Kraina mleka i miodu” z zadania wywiązuje się dobrze. Co to za trend? Dystopie o przetrwaniu w świecie rozmaitych kataklizmów, które sami na siebie lekkomyślnie ściągnęliśmy. C Pam Zhang pisze dość przerażający – bo wiarygodny – scenariusz wojny o zasoby, która jest jeszcze jednym pokłosiem katastrofy klimatycznej. Smog spowił świat i zabrał mu kolory. Zrobiło się szaro, ziemia jałowieje, zniknęły zwierzęta hodowlane, podstawą diety jest proteinowa fasolmąka, ale głód i tak się szerzy. Pandemie to – nomen omen – chleb powszedni, słońce jest wiecznie schowane, granice zamknięte.
C Pam Zhang, Kraina mleka i miodu, przeł. Michał Rogalski, Znak Horyzont, Kraków 2025, s. 320