Miej własną politykę.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Pocztówki z Londonistanu

Recenzja książki: Magda Zawadewicz, "Życie codzienne w muzułmańskim Londynie"

Wyznawcy Allaha po angielsku.

"Chcieliśmy rąk do pracy, a przyjechali ludzie" - zauważył z przekąsem w 1965 roku szwajcarski pisarz Max Frisch. Potrzebna była tania siła robocza, więc przyjeżdżali. Na kontynent i na wyspy. Wśród gastarbeiterów przybywających do Wielkiej Brytanii było sporo muzułmanów - Turków cypryjskich, Pakistańczyków, Bengalczyków, Somalijczyków i Arabów. Efekt posiadania "imperium, nad którym nigdy nie zachodziło słońce". Ciężko pracowali, pieniądze wysyłali rodzinie, a ta się za nich modliła. Młodzi mężczyźni śnili o powrocie do kraju z uciułanym groszem. Tymczasem powrót się opóźniał. Zamiast wracać, sprowadzali żony. Na obczyźnie rodziły się dzieci. Wtedy trzeba już wyjść z imigranckiego getta. Trochę się otworzyć na otaczający świat. Pójść do szpitala, do przedszkola, do szkoły i urzędu. A potem zacząć tworzyć swój własny świat: sklepów, meczetów, restauracji. Jak zakreślić na nowo granice między światem "swoim" a "ich"? Jak wypracować sobie modus vivendi z niemuzułmańską większością?

Pytanie, które z całą ostrością powróciło w 2005 r. po tragicznych zamachach w londyńskim metrze. "Oni tu się urodzili, żyli pośród nas" - z przerażeniem stwierdzili mieszkańcy Londynu, gdy się okazało, że za zamachami stali młodzi brytyjscy muzułmanie. Tak, to były dzieci tych pierwszych pracowitych i cierpliwych migrantów. Już nie tak cierpliwe, za to o wiele bardziej sfrustrowane. Burczeli na otoczenie, to się najeżało na ich widok, więc oni jeszcze bardziej na nie burczeli. Błędne koło. Jak wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie IV kanału BBC w trzecią rocznicę zamachu wizerunek muzułmanina w brytyjskich mediach jest fatalny. Terroryści, fundamentaliści, ekstremiści, zamachowcy, fanatycy, przestępcy, zacofani idioci. Odrażający, brudni, źli. Jak jest naprawdę? Jacy są na codzień londyńscy muzułmanie? Na to pytanie stara się odpowiedzieć ciekawa i solidna książka Magdy Zawadewicz, opublikowana w serii "Życie codzienne w miastach Orientu", jednym z bardziej interesujących pomysłów wydawniczych ostatnich lat.

"Czy Londyn jest "miastem Orientu"? - zawoła ktoś ze zdziwieniem. Londyn może nie, ale pachnące imbirem i curry Banglatown ("bengalskie miasteczko") w East Endzie, serce dzielnicy muzułmańskiej, z pewnością tak. Choć równocześnie ostatnio staje się też modnym miejscem spotkań londyńskich klubowiczów. Trochę jak warszawska Praga.

Mieszkańcy Banglatown? Muzułmanie z Bangladeszu, nestorzy muzułmańskiej migracji w Albionie, okupują dolne szczeble hierarchii społecznej Londynu. Najgorzej wykształceni, najbiedniejsi i najbardziej bezradni na rynku pracy. Owszem, niektórym udaje się wybić. Nielicznym. Tyle że np. o Bengalczyku, Anwarze Choudhrym, wysokim urzędniku brytyjskiego MSZ, pierwszym muzułmaninie w Wlk. Brytanii piastującym tak wysokie stanowisko, zrobiło się głośno dopiero wtedy, gdy znalazł się wśród rannych zamachu. Nie, nie tym z londyńskiego metra. Odwiedzał właśnie swoje rodzinne strony, bengalski Sylhat, który już od XIX w. dostarczał Anglii taniej siły roboczej. Pielgrzymka do lokalnego sanktuarium i od razu - trach, bum. Co za czasy! Człowiek zrobił karierę, wraca do kraju i mało co nie ginie. Bo ktoś uznał, że sanktuarium to nie "czysty, prawdziwy islam".

Te konflikty przenoszą się też nad Tamizę. Niektórych drażnią już nie tylko "niewierni". Drażnią ich także "źli muzułmanie". Władze brytyjskie mają teraz niełatwy orzech do zgryzienia. Cóż, za ambicje bycia "imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce" przychodzi kiedyś płacić. Nagrodą może być wszakże współczesny Londyn. Jedno z najciekawszych, wielokulturowych miast świata. No, chyba, że ktoś nie przepada za różnorodnością... A zamach z 2005 r. dostarczył jej przeciwnikom potężnego argumentu. Bo Londyn pachnie już nie tylko curry. Pachnie również trotylem.

 
Magda Zawadewicz, Życie codzienne w muzułmańskim Londynie, Wydawnictwo Akademickie DIALOG: Warszawa 2008
 

Reklama

Czytaj także

Kultura

„Rodzina Monet”. Nowy hit literatury młodzieżowej. Nieco lepszy niż Pizgacz

„Rodzina Monet” Weroniki Anny Marczak, czyli fantazja o życiu w ładnym domu z ładnymi chłopcami, to nowy hit literatury młodzieżowej rodem z Wattpada.

Justyna Sobolewska
17.03.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną