Proszę wyobrazić sobie taką historię. Niczym niewyróżniający się kelner w wolne od pracy dni jeździ po kraju i sąsiednich państwach, okradając kolejne muzea. Na chybił trafił, bez żadnych przygotowań. Przez siedem lat jest bezkarny. Rabuje ponad dwieście trzydzieści dzieł sztuki, w tym bezcenne obrazy Cranacha, van Dycka, Bruegela. Policja jest bezsilna. Może dlatego, że złodziej nie odsprzedaje łupów, ale gromadzi w domu, ciesząc oczy ich widokiem.
Wpada głupio, bo wraca nazajutrz na miejsce przestępstwa, a zatrzymuje go grupa staruszków. Na wieść o aresztowaniu jego matka zbiera wszystkie te skarby i, chcąc ratować skórę syna, wyrzuca je do przepływającego nieopodal kanału Rodan–Ren. Część udaje się wyłowić, część ginie bezpowrotnie. Taki scenariusz nie miałby szans w jakimkolwiek studiu filmowym. Oczywiście z paragrafu: nierealne. A jednak historia wydarzyła się naprawdę. Jej bohaterem był 30-letni Francuz Stephane Breitweiser, a łączną wartość zagrabionych dzieł ocenia się bardzo różnie, od 40 mln do nawet 1,4 mld dol. Książka „Kolekcja egoisty” jest dziennikarskim zapisem złodziejskich wyczynów Alzatczyka aż po szczegółowy opis przebiegu procesu (wyrok: 3 lata).
To z jednej strony intrygujący psychologiczny obraz samotnego przestępcy działającego nie dla zysku, lecz z miłości do sztuki. Z drugiej – powszechnej i niewiarygodnej wprost lekkomyślności oraz braku nadzoru w muzeach gromadzących niezwykle cenne obiekty. A także niemocy specjalnych policyjnych formacji powołanych do ścigania złodziei dzieł sztuki.
Vincent Noce, Kolekcja egoisty, Ośrodek Ochrony Zbiorów Publicznych, Warszawa 2008, s. 203