Mniej więcej ćwierć wieku temu piosenki Cyndi Lauper można było usłyszeć na całym świecie. Jej największe przeboje, takie jak „True Colors” czy „Time After Time”, królowały na listach przebojów, a młode dziewczyny kopiowały jej stroje i sposób bycia. Zmieniły się jednak czasy, mody i gwiazdy, i popowe piosenki Lauper odeszły w zapomnienie.
Cyndi Lauper nie chce się jednak z tym pogodzić. Regularnie nagrywa płyty, usiłując sprostać wymogom mody, potrzebom czasów i nowych pokoleń. Była już propozycja świąteczna („Merry Christmas... Have a Nice Life!”), akustyczna („The Body Acoustic”), była klubowo-dance’owa („Bring Ya to the Brink”), a teraz? Teraz mamy propozycję bluesową! Najnowszy album Cyndi Lauper już samym swoim tytułem nie pozostawia żadnych wątpliwości – „Memphis Blues”. Żeby było prawdziwiej, Cyndi zaprosiła do udziału paru bardzo poważnych gości: Charliego Musselwhite’a, Jonny’ego Langa, a nawet B.B. Kinga. Wyglądałoby to wszystko na desperackie działanie zapomnianej gwiazdki, gdyby nie fakt, że Lauper naprawdę umie śpiewać.
Nie ma więc kompromitacji, a tu i ówdzie trafia się naprawdę przyzwoita wersja którejś z jedenastu zamieszczonych na płycie klasycznych bluesowych kompozycji. Podejrzewam, mimo wszystko, że kolejny eksperyment stylistyczny nie przywróci Lauper dawnej popularności.
Cyndi Lauper, Memphis Blues, Mercer Street Records 2010