Warto to docenić, zanim się ten album kopnie z półobrotu. Ckliwości i patosu Rubik dosypuje na zmianę, w dodatku łopatą, ale to jego stały tryb działania. Obrazowo opisać można to tak: jeśli w pierwszym takcie byli ułani pod okienkiem, w trzecim wyjdzie husaria, tratując połykaczy ognia, a na czwarty zostaną już tylko chóry anielskie i trzęsienie ziemi. Aż żałuję, że ktoś kiedyś wymyślił magnetofon wielościeżkowy.
Główną zaletą autora pozostaje elastyczność, konwencji jest tu wiele, pojawiają się i te lżejsze, ba, nawet autoironiczne („Zawsze chodzi o pieniądze” – nie wierzę, że to na poważnie – no i gospel w „Dla wszystkich złote słońce”). Ale niestety, to nie musical, raczej znów popowe oratorium, które ostatecznie pogrąża ryza papieru zapisana ciężkimi i pełnymi banałów tekstami Zbigniewa Książka. „Perły to gorzkie łzy anioła, zrodzone z tęczy i morskich fal/Gdy anioł do anioła woła/Że mu jest ludzi strasznie żal” – słuchamy w „Perłach aniołów”. – „Co znaczą wszystkie perły świata bez żaru warg na szyjach kobiet/I wyznań, gdy babiego lata nitka pajęcza klony zdobi”. Drugi punkt za konsekwencję.
Piotr Rubik, Opisanie świata, EMI