Muzyka

Weterani metalu bez śladu rdzy

Recenzja płyty: L.A. Guns, "Hollywood Forever"

materiały prasowe
L.A. Guns kazali swym fanom czekać aż siedem lat na nową studyjną płytę, ale ich miłośnicy nie będą zawiedzeni.

Tak jak Licie Ford nie wypada wypominać wieku, to w przypadku ekipy o nazwie L.A. Guns można już użyć określenia „weterani rocka”. Prześledzenie dziesięcioleci istnienia tej kalifornijskiej grupy, zmian jej składu czy nawet równoległego istnienia dwóch tak samo nazywających się zespołów zajęłoby tu zbyt wiele miejsca. Pozostańmy więc przy odnotowaniu ukazania się nowej płyty L.A. Guns „Hollywood Forever”. Obok czterech muzyków zespołu, z wokalistą Philem Lewisem na czele, bardzo ważną postacią jest tu producent albumu Andy Johns. Spod jego ręki wychodziły płyty takich gigantów, jak Led Zeppelin, The Rolling Stones, Van Halen czy Chickenfoot, więc mniej więcej wiadomo, czego oczekiwać.

L.A. Guns kazali swym fanom czekać aż siedem lat na nową studyjną płytę, ale ich miłośnicy nie będą zawiedzeni albumem „Hollywood Forever”. To może niezbyt nowatorskie, ale niezwykle porządne i profesjonalne przedsięwzięcie glam-metalowe. Piosenki są dopracowane, wypieszczone, gitarzysta Stacey Blades wymiata jak należy. Wszystko jest na swoim miejscu. Od słuchającego wymagany jest tylko porządny sprzęt grający i wyrozumiała rodzina.

L.A. Guns, Hollywood Forever, Cleopatra Records

Polityka 32-33.2012 (2870) z dnia 08.08.2012; Afisz. Premiery; s. 93
Oryginalny tytuł tekstu: "Weterani metalu bez śladu rdzy"
Reklama