Tu się celebruje fajnych zwycięzców. A nie wściekłych nieudaczników. Tymczasem Gruby Mielzky z opowiadania o porażce zrobił sobie markę. Miewał już w przeszłości dobre momenty („Silny jak nigdy, wkurwiony jak zwykle” albo „Teksas”). Ale teraz dojrzał i nagrał najlepszą w życiu płytę. Jest tu choćby pisany w konwencji dwóch listów „Kciuk w dół”, jeden z najmocniejszych i najbardziej wzruszających tekstów, jakie słyszałem po polsku od paru ładnych lat. Mielzky robi tutaj to, co wczesny Kękę albo Peja sprzed lat. Zanim przyszedł sukces, który ich porwał w górę, nieuchronnie zmieniając perspektywę. Ale najlepsze jest to, że „Komik z depresją” już się nie powtórzy. Mielzky nie ukrywa (kawałek „Może”), że po parunastu latach w branży albo przyjdzie wreszcie upragniony sukces, przełom, albo koniec. Autentyczne doświadczenie walczącego o przetrwanie artysty w Polsce roku 2018.
Gruby Mielzky, Komik z depresją, Szpadyzor Records/My Music