Madeleine Peyroux dla zrelaksowanych
Recenzja płyty: Madeleine Peyroux, "Bare Bones"
Madeleine Peyroux robi rzeczy niemodne, niewspółczesne i bardzo przyjemne. Nie bacząc na sukcesy Britney Spears, Avril Lavigne i innych tego typu panienek, konsekwentnie śpiewa nieskoczne, nastrojowe piosenki, niebezpiecznie bliskie jazzu.
Jej piąta płyta, „Bare Bones”, to kolejna porcja nastrojowej muzyki na wysokim poziomie. Tym razem artystka w dużej mierze zaufała własnym możliwościom i wypełniła płytę swoimi kompozycjami. Wspierał ją producent płyty, długoletni współpracownik i eksmąż Joni Mitchell, basista Larry Klein.
Dodatkowo ekipę twórczą wzmocnił, znany z duetu Steely Dan, Walter Becker. Madeleine nie odżegnuje się też od wpływów bluesowych, w końcu płytę wydała firma Rounder. Ale ten blues pani Peyroux bliższy jest dokonaniom takich dawnych wielkich dam jazzu jak Billie Holiday niż współczesnym elektrycznym dokonaniom w tym gatunku. To płyta dla tych, którzy nie dają się ustawicznie popędzać w kieracie codzienności.
Madeleine Peyroux, Bare Bones, Rounder 2009