33-letni reżyser filmowy odniósł sukces, o jakim inni mogą tylko marzyć. Bez poparcia środowiska, bez dyplomu, w półtora roku z outsidera stał się nadzieją młodego kina autorskiego. „Jako jeden z kilku zaledwie twórców młodego pokolenia w naszym kraju ma własny język, osiąga także znakomite rezultaty w pracy z aktorem” – napisał Łukasz Maciejewski w uzasadnieniu nominacji.
„Płynące wieżowce” wygrały konkurs East of The West w Karlowych Warach. Otwierały festiwal Tribeca w Nowym Jorku. To jeden z najodważniejszych obyczajowo, przełomowych filmów w polskim kinie, pokazujący narodziny miłości gejowskiej, poruszający kwestię tożsamości seksualnej. Namiętny, opowiedziany z wyczuciem i wiarygodnie. Skupia się na uczuciach, ekstremalnych emocjach, mniej na sprawach społecznych. Zdaniem Barbary Hollender, Wasilewski specjalizuje się w opowieściach o ludziach zagubionych, „umie podpatrywać drobne gesty i nastroje: zauroczenie, żal, gdy bliska dotąd osoba oddala się, bezradność, poczucie winy, czasem bezwzględność w walce o prawo do szczęścia”.
Minimalistyczny styl Wasilewskiego nie mieści się w zasadzie w dotychczasowej tradycji polskiego kina. Dla mniej wyrobionych widzów jego debiut „W sypialni” przypomina nawet wykoncypowany nowofalowy eksperyment. Oba profesjonalnie zrobione filmy powstawały na marginesie głównego nurtu, jako w pełni niezależne produkcje.
Mimo nieukończonej reżyserii, symbolicznych budżetów reżyser czuje się bardzo pewnie i ciągnie go do robienia filmów, gdyż – jak twierdzi – musi je robić. Jest samoukiem. Na reżyserię do łódzkiej Filmówki go nie przyjęto. Ukończył dwuletni kurs warszawskiej Akademii Filmu i Telewizji. Studiował też produkcję filmową. Marzył o aktorstwie.