Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Paszporty POLITYKI

Synowie buraczanych pól

Ziemowit Szczerek i synowie buraczanych pól

„Nie lubię rzeczy, przez które nie prześwietla rzeczywistość czy prawdziwe emocje”. „Nie lubię rzeczy, przez które nie prześwietla rzeczywistość czy prawdziwe emocje”. Leszek Zych / Polityka
Rozmowa z Ziemowitem Szczerkiem, laureatem Paszportu POLITYKI, o tym, jak wydarzenia na Ukrainie pokazują kruchość naszej rzeczywistości.
„Na Krymie, jak na całej Ukrainie, jest piękno, tylko perwersyjne”.Leszek Zych/Polityka „Na Krymie, jak na całej Ukrainie, jest piękno, tylko perwersyjne”.

Justyna Sobolewska: – W swojej książce „Przyjdzie Mordor i nas zje” rozmontowuje pan polskie poczucie wyższości wobec Ukrainy. A tymczasem na portalu Polskiego Radia znalazłam przerażającą notę o tej książce: że warto jechać na Ukrainę, „bo tam jest gorzej” i „szkoda, że Lwów nie jest nasz”.
Ziemowit Szczerek: – Tak, to jednak zaskakujące. I potwierdza żywotność głupich stereotypów w Polsce. Trudno uwierzyć, że redaktor poważnej instytucji uważa, że nie ma niczego dziwnego w takich słowach, i wrzuca je, ot tak, bez intuicji, że przecież wypowiedzi takie, jeśli rzeczywiście padną, są przerażające. Będę reagował, jeśli to nadal jest w sieci.

W naszym stosunku do rewolucji na Ukrainie jest coś dwuznacznego. Z jednej strony, Polacy chętnie wpłacają pieniądze na pomoc, przynoszą leki itp. A z drugiej, w komentarzach pojawia się ton wyższości: „Po co im ciepłe ubrania, to przecież nie trzeci świat”.

Opis tego poczucia wyższości pojawia się w książce. To zarzut, jaki jedna z Ukrainek formułuje wobec głównego bohatera: Polacy robią za gorszych i mniej cywilizowanych w oczach Zachodu, ale sami stosują ten stereotyp wobec regionu, którzy uważają za gorszy, czyli krajów na wschód od nas. A jedyne miejsce w okolicy, w którym Polacy są postrzegani jako mniej więcej część tego wyśnionego Zachodu, to jest właśnie Ukraina. Bywają więc wobec niej protekcjonalni. I często nie mogą pozbyć się protekcjonalnego tonu, tak samo, jak Niemcy nie zawsze pozbywają się protekcjonalnego tonu wobec Europy Wschodniej. Co nie znaczy, oczywiście, że nie doceniam tego polskiego odruchu, zarówno politycznego, jak i oddolnego, który obdarowuje walczącą Ukrainę swoją sympatią i pomocą. Doceniam bardzo, i utwierdzam się w przekonaniu, że momenty, w których skakaliśmy sobie z Ukraińcami do gardeł, były momentami, w których wmówiono nam, że jesteśmy tak bardzo inni, że najważniejsza między nami jest odrębność.

Polityka 6.2014 (2944) z dnia 04.02.2014; Kultura; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Synowie buraczanych pól"
Reklama