Z Bogiem, jego (bardzo ziemskimi) prorokami i ich proroctwami nakazującymi porzucanie starych, rygorystycznych norm na rzecz rewolucji moralnej aż po upadek i świadomość, że zostało się oszukanym, choć bez dopuszczania do siebie myśli, że przecież chciało się nim zostać i że współtworzyło się oszustwo. Michał Zadara potraktował opowieść Singera jako matrycę przekształcania się dawnego, zdrowego kapitalizmu w jego współczesną rozpasaną – diabelską – wersję. Także miała swoich proroków zalecających życie ponad stan, swoje rytuały w postaci pożyczania pieniędzy i rzesze wyznawców, którzy dziś czują się oszukani. Ramą spektaklu jest recytowana przez aktorów „Mistyka finansów” Juliana Tuwima, skecz o pożyczaniu pieniędzy przez ludzi i państwa.
Na poziomie idei wszystko się więc nieźle domyka: Singer, Tuwim i Zadara. Gorzej z teatrem. Zadara sięgnął po swoje stare chwyty: zerwanie z teatralną iluzją (aktorzy m.in. informują widzów, żeby wyłączyli komórki), narracja w trzeciej osobie, surowość i brzydota (scenografia to kilka krzeseł i wieszaki na ubrania), „Brechtowskie” tytuły kolejnych rozdziałów opowieści. Wszystko to krzyczy, że sztukę swoją reżyser widzi edukacyjną. Jeśli jednak w najlepszych spektaklach potrafił nasycić swoje sceniczne wykłady dawką (auto)ironii – pewnie także dzięki świetnym aktorom – to tym razem miał do dyspozycji aktorów Teatru Żydowskiego – spiętych i widocznie onieśmielonych nową dla nich formą. Efektem jest wykład, w którym tyle życia, ile w prezentacji w Power Poincie.
1666, według „Szatana w Goraju” Isaaka Bashevisa Singera, reż. Michał Zadara, Teatr Żydowski w Warszawie