Swój debiutancki spektakl aktorka warszawskiego Powszechnego Joanna Drozda zaczyna z przytupem. Snujący się po scenie hamlet Piotra Polaka, przez małe ha jak hipster, sądząc po ubiorze, nagle wypala: „Być albo nie być”. Kiedy najsłynniejszy monolog mamy już odfajkowany, okazuje się, że głównym tematem spektaklu, który wygląda jak próba do tegoż, jest aktorstwo. Hamletowi większa część przedstawienia upływa na reżyserowaniu dwuosobowej trupy aktorskiej i Ofelii. Obok swój telewizyjny spektakl władzy, realizowany w przenośnym studiu i przerywany reklamami daje król Klaudiusz (Mateusz Król), który przypomina rzeczywistych wymuskanych polityków ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Są jeszcze królowa Gertruda (Iwona Bielska) i Poloniusz (Krzysztof Dracz), którzy z jakiegoś powodu w drugiej części leżą na sobie, recytując kwestie Hamleta i Ofelii. A na koniec poważne, umundurowane i pozbawione artystycznych zapędów połączenie Laertesa i Fortynbrasa (Dobromir Dymecki) pokona Hamleta w grę wideo „Blade Lords”, wystąpi w telewizji i zamknie wszystkich w paździerzowym, jak cały ten dwugodzinny spektakl, pudle.
hamlet, według Williama Szekspira, reż. Joanna Drozda, Teatr Imka w Warszawie