Wałęsa i polskie błoto
Recenzja spektaklu: „Wałęsa w Kolonos”, reż. Bartosz Szydłowski
Jerzy Stuhr dobrze syntetyzuje postać Lecha Wałęsy: wąs, Matka Boska w klapie, wyrzucane z pewnością siebie opryskliwe frazy i mocne sądy. W odwołującym się do sztuki Sofoklesa spektaklu Szydłowskiego robi coś na kształt rachunku sumienia, ale w swoim stylu – sumienia raczej innych niż swojego. „Miałem odwagę iść, szukać. Popełniałem wiele błędów. Ale zawsze dążyłem do jednego celu! A wy? Coście robili? Z zadowoleniem i uśmiechem lizaliście jaja czerwonego Sfinksa!”. Podobnie swojsko brzmią odwiedzający go polityczni następcy. Cyniczny Kreon, w zbyt dużej koronie, ale z wiedzą o poddanych, jakiej nie mają inni politycy. Opozycyjny Tezeusz – bez charyzmy, pragnący zdobyć koronę na plecach Wałęsy. I Polinejkes – hipster na hulajnodze, chcący koronę zamknąć w muzeum. Na pogrzebie Wałęsy będą okładać się wieńcami.
Jakub Roszkowski, Wałęsa w Kolonos, reż. Bartosz Szydłowski, Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie